27 kwietnia
sobota
Zyty, Teofila, Felicji
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Bóg na wyciągnięcie ręki

Ocena: 0
805

Nadbużański Brok zaczyna wracać do łask wczasowiczów. Nie ma tu tłumów, jak nad morzem, jest plusk wody, cudowna przestrzeń Puszczy Białej i zawsze otwarty zabytkowy kościół św. Andrzeja.

fot. M. Kawalec

 

Na ścianie plebanijnej jadalni pośród map Wilna, Grodna, Krakowa i Warszawy wisi replika mapy Wielkiego Księstwa Litewskiego z 1613 r., gdzie zaznaczona jest już miejscowość o nazwie Brok. Z okien pomieszczenia rozpościera się hipnotyzująca panorama rzeki Bug, na której nie robi wrażenia nawet 800-letnia historia parafii, bo płynie tam znacznie dłużej.

Podobno po przyjęciu przez Polskę chrztu mawiano, że do miejsca, gdzie płynie rzeka, jest Bóg, a dalej to już pogaństwo. Dziś rzeka Bug nie wyznacza już takich granic i zaprasza do letniego wypoczynku, który, choć nie stara się nawet konkurować z zagranicznymi kurortami, daje wytchnienie i znacznie więcej spokoju. Jeszcze pół wieku temu niespełna trzytysięczne miasto gościło w sezonie nawet pięć tysięcy osób, na plaży trudno było znaleźć miejsce na koc, domki wczasowe tętniły życiem, podobnie jak restauracje, gdzie serwowano świeże ryby. Wieczorami czas umilały letnikom dancingi i wydarzenia kulturalne.

– Kiedyś odpoczywały tutaj tłumy ludzi, z Warszawy, ale nie tylko. Prężnie funkcjonował ośrodek wczasowy Izby Rzemieślniczej, przyjeżdżali pracownicy Fabryki Kabli Ożarowskich, Rawaru czy Polskich Zakładów Optycznych, a także rodziny, które znajdowały noclegi w licznych pensjonatach i kwaterach prywatnych – wyjaśnia mieszkanka Dorota Borowa. – Niewielu mieszkańców Broku mogło wyżyć z rolnictwa, bo ziemie są skromne i raczej piaszczyste. Pozostała więc turystyka. Często się zdarzało, że kiedy zbliżał się sezon, ludzie opuszczali swoje domy lub pokoje i przygotowywali je dla letników, a sami szukali dachu nad głową u teściów czy szwagrów – dodaje.

We wspomnieniach dawnych turystów plaża była piaszczysta i bardzo ładna, a nad jej bezpieczeństwem czuwał ratownik. Nikogo nie dziwił widok znanych artystów w sklepowej kolejce. Brzegiem rzeki spacerowali Anna Dymna, Cezary Pazura czy Artur Orzech.

Przyszły jednak zmiany. Państwowe zakłady pracy plajtowały lub zostały sprywatyzowane. Nikt już nie przysyłał tu swoich pracowników. Letników prywatnych też ubywało. A Bug, być może z tęsknoty za nimi, nanosił coraz więcej mułu i wkrótce plaża, gdzie odpoczywały tysiące ludzi, zarosła i została zapomniana.

 


 

ORA ET LABORA

Sercem Broku zawsze był kościół św. Andrzeja Apostoła, który sąsiadując z Urzędem Miasta, wyznaczał centrum miejscowości. Dzisiaj nawet w sobotnie popołudnie ruchu na ulicach nie ma, na plaży jest pusto. Tylko kilka osób korzysta z uroków lata i ciepłej wody w płytkiej, choć miejscami rwącej rzece.

Niewielu tu młodych, bo po ukończeniu szkoły najczęściej opuszczają Brok i udają się do większych miast lub za granicę w poszukiwaniu lepszej przyszłości. – Na ich miejscu bym tu został! Kombinowałbym na wszystkie strony, żeby zostać – mówi proboszcz ks. Jarosław Hrynaszkiewicz, oprowadzając mnie po mieście. Nagle przerywa, bo na końcu ulicy pojawia się lekko przygarbiona i wsparta na lasce, wciąż jednak wysoka postać ks. Stanisława Skarżyńskiego – proboszcza seniora.

– O, nasz ksiądz prałat! – woła aktualny proboszcz na widok swojego poprzednika. – On to mógłby najwięcej powiedzieć na temat parafii! – dodaje i dalej idziemy już razem. – Szczęść Boże, panowie! – odpowiadają jednocześnie księża, kiedy grupa ludzi przecina nasz szlak. – To wybitne osobistości tej miejscowości – dodaje żartobliwie na widok mijanych parafian ks. Stanisław. Ponad trzydzieści lat spędził tu nad Bugiem. Połowę tego czasu jako proboszcz, a drugą jako senior. Przez te wszystkie lata poznał więc nie tylko parafian, ale także historię 800-letniej parafii i niemal 500-letniego kościoła.

– Jest taki dokument, w którym książę Konrad Mazowiecki na początku XIII w. przekazuje Brok i osiemnaście przylegających wiosek biskupom płockim. Można tam przeczytać, że Brok jest osadą i ma drewniany kościół. Kolejny, tym razem murowany, w stylu gotycko-renesansowym, został wybudowany staraniem biskupa płockiego Andrzeja Noskowskiego. W 1542 r. poświęcono kamień węgielny, a już trzy lata później odprawiono tam pierwszą Mszę Świętą. A kiedy został wyszykowany, umalowany i umeblowany, to konsekrowano go w 1560 r. – recytuje z pamięci dawny proboszcz.

Dawniej kościół pokryty był od góry do dołu freskami, z których ludzie, którzy nie potrafili czytać, poznawali Ewangelię. Niewiele z nich zachowało się do obecnych czasów. Ostały się jedynie te XVI-wieczne, które niedawno odkryto na sklepieniu kościoła. Przyciągają one tutaj nie tylko turystów, ale czasem również studentów z Akademii Sztuk Pięknych.

– A to prawdziwe koła od żaren. Kiedyś za pomocą takich kół mielono ziarno na mąkę – wskazuje ks. Skarżyński na trawnik, gdzie porozrzucano ociosane na kształt koła wielkie kamienie. Kiedy ktoś przyjrzy się bliżej, dostrzeże, że łączą się one ze sobą za pomocą metalowych łańcuchów, a co dziesiąte koło jest znacznie większe. Małe kamienie od ręcznych żaren tworzą „zdrowaśki”, większe, kieratowe, którymi obracały konie – kolejne tajemnice różańca. Pośrodku zaś jest jeszcze jedno wielkie żarno od młyna. – Pomyślałem, żeby upamiętnić jubileusz 2000 r., ogłosiłem więc, że jeśli ktoś ma takie koło, to niech przywiezie je na plac kościelny, sam też przejechałem się po okolicy i pozbierałem. Wkrótce było ich tyle, że pewnie dwa różańce by z tego powstały, ale wybraliśmy najładniejsze i ułożyliśmy wokół kapliczki Matki Bożej na Jej chwałę – tłumaczy ksiądz senior.

– I tłumaczymy teraz dzieciom o tej ciężkiej pracy przy mieleniu ziaren i o modlitwie, która od lat jest przy nich szeptana. Ora et labora – módl się i pracuj, a wtedy wszystko się ułoży – dodaje proboszcz.

 


 

PRACA U PODSTAW

Kiedy przekraczamy próg kościoła, dzwony zapraszają wiernych na wieczorną Mszę Świętą. Wewnątrz świątyni, zważywszy, że jest dzień powszedni, modli się już dość duża grupa wiernych. Przywykli już zapewne do cennych złoconych ołtarzy, kunsztownych malowideł, witraży czy zabytkowych siedmiogłosowych organów.

Jak zaznacza ks. Hrynaszkiewicz, większość wykonywanych prac remontowych czy artystycznych powierzano miejscowym artystom i rzemieślnikom. Krótko i dosadnie wyjaśnia to ks. Skarżyński: – Miałem taką zasadę, żeby jeśli to możliwe, to swoimi się posługiwać, bo będzie się taki człowiek musiał liczyć nie tylko z księdzem, ale i całą parafią. Jego dzieciom i wnukom jeszcze by wypominali, gdyby coś spaskudził.

– Z tą posadzką też miałem przygodę, bo nosiłem się już z zamiarem wymiany starych, popróchniałych desek, ale nie miałem skąd wziąć nowego materiału. Pewnego dnia gościłem tu jednak studentów, z których jeden powiedział, że pracuje u człowieka, który ma tego marmuru dużo i nie wie, co z nim zrobić, więc gotów jest go niedrogo sprzedać. Udało się i tak oto mamy posadzkę z polerowanego marmuru – uśmiecha się ks. Skarżyński, wspominając entuzjazm, który pojawił się po objęciu przez niego parafii. Każdy pomagał jak mógł, jedni dawali w ofierze pieniądze, inni swoją pracę. Skonsolidowali się w słusznym celu, bo kościół po latach wymagał ręki dobrego gospodarza.

Innym razem ks. Stanisław ogłosił, żeby bardziej majętne rodziny ufundowały kilka obrazów Matki Bożej, bo – jak wyjaśniał – Maryja jest jedna, ale tronów ma tysiące. Zgłosiło się dużo rodzin. I wkrótce zawisły wizerunki Matki Bożej z Ostrej Bramy, Łomży, Wąsewa, Lichenia. A kiedy zabrakło miejsca i obrazów, to kolejni kupowali ornaty w różnych kolorach. Jak mówią miejscowi, ksiądz prałat jest tu autorytetem nie do podważenia. I nie od dziś wiadomo, że można się z nim nie zgadzać, można polemizować, ale na pewno jego słowa trzeba przemyśleć, bo to mówi ksiądz prałat, który poświęcił tej parafii trzydzieści lat życia.

 


 

DROGA DO BUGU

W ostatnich latach staraniem kolejnych burmistrzów Brok wraca do łask. Kapryśna rzeka, która w okresie większych deszczów zalewa okoliczne pola, a czasem zagląda również do pobliskich gospodarstw, powoli daje się ujarzmić i zaprasza coraz więcej osób spragnionych wypoczynku, a także tych znudzonych zagranicznymi kurortami.

– Tu jest tak swojsko i spokojnie, czuję się jak u siebie. Nie ma tłumów, co zawsze przeszkadzało mi nad morzem, a mam lekki wiatr, plusk wody i cudowną przestrzeń Puszczy Białej. A jeśli dodać, że z Warszawy jadę tu około godziny, to nic więcej mi już nie trzeba – zachwyca się pani Teresa. – Przyjeżdżałam tu jako dzieciak z bratem i rodzicami i spędzałam bite dwa tygodnie na plaży. Mieszkaliśmy w takim domu za rogiem. Piękne czasy, które przypominam sobie teraz na emeryturze – dodaje.

Powoli ruszają też kolonie i obozy. Do odrestaurowanych domów wczasowych przyjeżdża coraz więcej grup zorganizowanych. Tym, którzy przyjeżdżają na weekend, Brok oferuje spacer po nowych bulwarach, park linowy i dobre restauracje z lokalnymi przysmakami. Ci, którzy zdecydują się zostać na dłużej, mogą zorganizować sobie wycieczki rowerowe czy wędkowanie po drugiej – „cichszej” i „nieuczesanej” – stronie Bugu.

– To, co jeszcze warto byłoby zrobić, to odkryć Bug, jako atrakcję z wyższej półki. Dla kajakarzy i miłośników przyrody to wspaniałe miejsce – przekonuje ks. Jarosław Hrynaszkiewicz. – Niektórzy mówią, że to niebezpieczna rzeka, ale uważam, że niektóre drogi są bardziej niebezpieczne. Warto tu przyjechać, żeby odpocząć i przemyśleć swoje życie, bo jak to mówią – to jedyna parafia, gdzie Bug jest na wyciągnięcie ręki. Bóg też.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 kwietnia

Sobota, IV Tydzień wielkanocny
Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 7-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter