28 kwietnia
niedziela
Piotra, Walerii, Witalisa
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

System emerytalny zniechęca do posiadania dzieci (rozmowa)

Ocena: 0
348

W sensie ekonomicznym rodzicielstwo się nie kalkuluje – zwraca uwagę prof. Marek Kośny, ekspert Związku Dużych Rodzin Trzy Plus.

Fot. Pixabay - CC0

KAI: Rodzice i system emerytalny – co nie działa, Panie Profesorze?

Prof. Marek Kośny: W skrócie – w przeszłości starszymi rodzicami zawsze opiekowały się ich dorosłe dzieci. Opłacało się ponosić wychowawczy trud. Teraz jest dokładnie odwrotnie. Fakt, że mamy dzieci, nie tylko nie wpłynie pozytywnie na wysokość naszej emerytury, ale wręcz może sprawić, że będzie ona dużo mniejsza, niż mogłaby być albo wręcz nie wypracujemy żadnej… W sensie ekonomicznym rodzicielstwo się nie kalkuluje i system emerytalny do niego nie zachęca. Rodzice zajmujący się wychowywaniem dzieci są poniekąd dyskryminowani. A jednocześnie – by ten system był stabilny, potrzebne są kolejne pokolenia pracowników. Jest tu pewna niespójność, która w dłuższej perspektywie może doprowadzić do kryzysu.

Co jest przyczyną zmiany, o której Pan mówi?

Przez stulecia społeczeństwa funkcjonowały tak, że dzieci – z perspektywy ekonomicznej – były inwestycją na starość. Stanowiły dla rodziców zabezpieczenie finansowe. Liczne i dobrze wychowane potomstwo – to było coś! Więzy rodzinne oparte na pewnych emocjach, na byciu razem były zarazem bardzo silnymi więzami ekonomicznymi. Zmiana rozpoczęła się pod koniec XIX w. wraz z wprowadzonym przez Bismarcka systemem ubezpieczeń społecznych, który te kwestie rozdzielał. Rozwój państwa opiekuńczego i systemów opieki społecznej doprowadził do tego, że znaczenie rodziny w kontekście zabezpieczenia bytu zaczęło systematycznie maleć. Nie ma teraz tak naprawdę znaczenia, czy ktoś ma dzieci, czy nie. Opieka nad seniorami została przejęta przez państwo i społeczeństwo. Państwo wypłaca emeryturę. Funkcjonują różnego rodzaju zakłady opiekuńczo-lecznicze itp., z których korzystają ludzie starsi. To nie jest już opieka rodzinna. Te systemy w pewnym sensie zdjęły odpowiedzialność za rodziców z dzieci. I widzimy, jak to działa w praktyce, nie tylko w Polsce – transferów finansowych od dzieci do rodziców praktycznie nie ma. Jedynie 5 proc. dorosłych dzieci przekazuje rodzicom jakieś środki. Powszechne są transfery raczej w drugą stronę. Rodzice jak to rodzice – nawet, gdy są w gorszej sytuacji finansowej niż dzieci, to i tak je jakoś wspierają.

W tym kontekście – z perspektywy ekonomicznej – posiadanie własnego dziecka nie jest wartością. Przeciwnie – staje się tylko obciążeniem. 

Na czym polega ta zależność?

System, w którym obecnie funkcjonujemy, to system typu „pay-as-you-go”. Kiedy pracujemy, wpłacamy pieniądze po to, by zacząć je odzyskiwać w momencie przejścia na emeryturę. Jest to system tzw. zdefiniowanej składki – mamy określoną składkę, którą musimy w danym momencie płacić, nie mamy natomiast zdefiniowanego świadczenia, czyli nie wiemy, ile to nasze świadczenie tak naprawdę będzie wynosić.

Teoretycznie jest tak, że odkładamy pieniądze na jakimś koncie. To konto jednak ma charakter wirtualny. Pieniądze, które wpłacamy, nigdzie fizycznie nie są gromadzone. Zasilają natomiast fundusz ubezpieczeń społecznych, z którego wypłaca się bieżące emerytury dla osób w wieku emerytalnym. Nasza własna emerytura zależna będzie zatem od bieżących składek następnego pokolenia pracowników.

Warto dodać, że ten system nigdy się nie bilansował i zawsze trzeba było do niego dopłacać z budżetu państwa. Aktualnie, w obecnej sytuacji demograficznej, stan Funduszu Ubezpieczeń Społecznych jest względnie dobry, gdyż dopłaty nie są duże – zaledwie na poziomie kilkunastu procent. Pytanie, co się stanie, gdy nowych pracowników będzie coraz mniej. Przy znaczącym wzroście obciążeń wydatkami na system emerytalny osób pracujących (w ramach składek oraz podatków, które trafiają do budżetu państwa) może się okazać, że nie są one w stanie sfinansować tych wydatków. Pojawi się zatem problem z odzyskaniem pieniędzy, które mamy teoretycznie odłożone na naszych kontach emerytalnych.

Czy to realna perspektywa?

Mamy problem demograficzny. Wiemy mniej więcej, ilu będziemy mieli w Polsce pracowników za 20-30 lat. Z perspektywy systemu emerytalnego nosi to znamiona poważnego kryzysu. I w tej perspektywie mamy tylko dwa rozwiązania – migracja i dzietność.

Czemu nie postawić po prostu na migrację?

Owszem, Polska – i to w gruncie rzeczy niezależnie od tego, co się dzieje w obszarze dzietności – potrzebuje mądrej polityki migracyjnej, świadomego przyciągania pracowników, którzy mogą coś wnieść do gospodarki. Taką politykę prowadzi wiele krajów i ma się ona bardzo dobrze. W kontekście stabilności systemu emerytalnego taka polityka nie może być jednak traktowana jako alternatywa dla dzietności, tylko swego rodzaju uzupełnienie.

Nie mówiąc nawet o bardzo istotnych przecież kwestiach tożsamości i kultury, w politykę migracyjną wpisana jest duża niepewność. Czy migranci wybiorą akurat Polskę? Czy będą tu chcieli pracować? Co ich zwiąże z naszym krajem? – tego przecież nie wiemy. Dziś w wielu miejscach na świecie wciąż są ogromne rzesze ludzi pragnących wyjeżdżać w poszukiwaniu lepszych warunków do życia. Wciąż jeszcze przybywa ludzi. Wobec spadku dzietności obserwowanego w skali globalnej nie wiemy jednak, jak ta sytuacja będzie wyglądała w przyszłości.

Podkreślam: migracja – tak, ale obok, nie zamiast dzieci.

Twierdzi Pan, że nasz system emerytalny zniechęca do rodzicielstwa. Na czym to polega?

Jak wspominałem, przed wiekami im ktoś miał więcej dzieci, tym bezpieczniejszy był na starość – dzieci go utrzymywały. System emerytalny sprawił, że im ktoś ma więcej dzieci, tym generalnie na starość zabezpieczony jest mniej.

W sensie ekonomicznym posiadanie dziecka nie jest już inwestycją, a tylko i wyłącznie obciążeniem i to obciążeniem bardzo wysokim, nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie transfery finansowe, które kierowane są do rodzin, oraz fakt, że można korzystać z publicznej edukacji i publicznej służby zdrowia, finansowanej z podatków. Co więcej, decyzja o dziecku z reguły wiąże się, przynajmniej dla jednego z rodziców z pewnymi (a czasem bardzo dużymi, zwłaszcza w przypadku rodzin wielodzietnych) ograniczeniami możliwości angażowania się w karierę zawodową. Tymczasem system emerytalny jest przede wszystkim oparty na stażu pracy i na wysokości zarobków. Osoby, które pracują w domu, wychowując dzieci, są na rynku pracy albo krócej, albo mniej intensywnie, albo też mają mniej energii, by poświęcić się pracy i awansować. W związku z tym mają mniejsze emerytury.

Patrząc szerzej, problem dotyczy w ogóle pracy domowej i nakładów, za które nie otrzymujemy rekompensaty pieniężnej. Ta kwestia cały czas pozostaje nierozwiązana – nie wiemy, jak tę pracę wyceniać, jak ją uwzględniać w szacunkach PKB, jak za nią wynagradzać. Wyobraźmy sobie wielodzietną matkę, która z uwagi na obowiązki domowe w ogóle nie zdołała wejść na rynek pracy, ale zaangażowała się w staranne wychowanie dzieci, które, jako osoby dorosłe, pracują na wysokich stanowiskach, osiągają wysokie dochody i płacą wysokie podatki oraz składki na ubezpieczenie społeczne. Zgodnie z logiką obecnego systemu ich matka nie będzie miała w ogóle emerytury lub będzie ją miała bardzo małą. Jej dzieci będą natomiast finansować emerytury innych osób, tych, które zdołały sobie w ramach systemu więcej odłożyć, m.in. tych, które nie świadczyły opieki rodzicielskiej, koncentrując się na karierze zawodowej. Oczywiście tym osobom emerytura się należy. To z ich składek finansowane były świadczenia emerytalne dla poprzedniego pokolenia. Jednak z perspektywy rodzica, który angażował się w wychowanie kolejnego pokolenia pracowników ta sytuacja jest jednak niesprawiedliwością. Niesprawiedliwość ta dotknie zresztą również owe dzieci z wielodzietnej rodziny – nie dość, że ci ludzie będą płacić składki na system emerytalny, to jeszcze będą musieli utrzymywać matkę, która zostanie bez emerytury.

Co się zatem opłaca?

Opłaca się – podkreślam, w kontekście systemu emerytalnego – wypracować jak największą składkę, nie ponosząc przy tym kosztów i trudów wychowania następnego pokolenia pracowników.

Proszę zauważyć, że w tradycyjnych społeczeństwach decyzja rodziców o niewychowywaniu dzieci wiązałaby się dla nich z poważnym pytaniem o to, co będzie z nimi na starość. W ramach obowiązujących systemów emerytalnych, gdzie zależność starszych rodziców została przeniesiona z dzieci na państwo, takie pytania nie muszą się pojawiać. Mechanizm, który funkcjonował w ramach rodzin, działa natomiast teraz w ramach państwa – to państwu „zależy”, by pojawiały się kolejne pokolenia pracowników, ponieważ bez nich ten system nie może funkcjonować. Poszczególnym rodzinom, które przecież faktycznie „dostarczają” tych przyszłych pracowników, brakuje jednak ekonomicznej motywacji, a wręcz są ekonomicznie zniechęcane. Ci, którzy mimo wszystko decydują się na dzieci, to – w kontekście ekonomicznym – altruiści.

W momencie gdy systemy emerytalne powstawały, nikt o tym nie myślał, ponieważ posiadanie dzieci, i to wielu dzieci, wydawało się czymś naturalnym. Okazało się jednak, że w przeciągu kilku pokoleń ten zniechęcający mechanizm zaczął oddziaływać na indywidualne ludzkie decyzje i zmieniać nasze wyobrażenia na temat idealnego modelu rodziny. Dlaczego we wszystkich krajach rozwiniętych dzietność gwałtownie spada? To oczywiście sprawa bardzo złożona, na którą wpływa wiele czynników. Bez wątpienia jednak jednym z nich jest ten właśnie mechanizm działający w ramach systemów emerytalnych.

Świat, w którym żyjemy, zasadniczo nastawiony jest na indywidualizm, indywidualne osiągnięcia i indywidualne zabezpieczenia; na niezależność od innych ludzi. Coraz więcej osób nastawionych jest na karierę. A dzieci? Muszę wydawać na ich utrzymanie, muszę im poświęcić czas, muszę mieć większe mieszkanie, niż gdybym żył sam lub tylko z mężem czy żoną. Zwłaszcza w kontekście decyzji o kolejnych dzieciach czynniki ekonomiczne zaczynają odgrywać na tyle istotną rolę, że ta decyzja staje się bardzo trudna…

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 kwietnia

Sobota, IV Tydzień wielkanocny
Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 7-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter