28 kwietnia
niedziela
Piotra, Walerii, Witalisa
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Trudna Wigilia

Ocena: 0
1927

Szósta wojenna Wigilia – daleko od kraju i rodzinnego domu – w grudniu 1944 roku była bardzo trudna. Europa płonęła jak wielka pochodnia. Miasta były w ruinach, ziemie krwią przesiąknięte, wszędzie mogiły.

Szopka przed pomnikiem Powstania Warszawskiego w Warszawie

Pośród tego wszystkiego tkwił nasz Stalag IVB, mieszcząc w sobie lazaret wojskowy w Zeithain, w Saksonii. Teren w tym miejscu rozpościerał się płasko, monotonnie, podmokle, ze względu na obecność płynącej niedaleko Elby. W moim baraku mało było rannych kobiet. Przebywały w nim głównie te z nas, które po kapitulacji Powstania Warszawskiego, w czasie transportu do obozu lub już w nim, dopadła płonica – niebezpieczna choroba, zwłaszcza dla tych, którzy jej nie przeszli w wieku dziecięcym. Barak nasz, acz przestronny, był zamieszkany przez pluskwy i inne insekty, które trudno było wyplenić. W grudniu zrobiło się w nim zupełnie chłodno. Niewystarczające i mało treściwe racje żywności, niewiadomy los nadal toczącej się wojny, brak wieści o bliskich i od bliskich – to wszystko działało na nas deprymująco. Wiadomości o koleżankach i kolegach, naszych towarzyszach broni, którzy mimo fachowej i troskliwej opieki polskich lekarzy i pielęgniarek jednak umierali – rozklejały nawet te dziewczęta, które w czasie Powstania jakoś się trzymały.

Zbliżała się Wigilia i Boże Narodzenie, które szczególnie wzmagały głód uczuciowy, wywołując wspomnienia, skojarzenia i tęsknotę. Przed nami rysowała się trudna decyzja: co robić? Zagrzebać się w przeszłości, płakać, roztkliwiać i użalać się nad sobą? A może jednak… wziąć się w garść, wysilić pomysłowość, pomyśleć o przetrwaniu Wigilii z godnością? 

Postanowiłyśmy przeżyć święta jak najlepiej! Opatrzność Boża czuwała i jakoś nas wspierała, bo do poprawy atmosfery przyczyniła się możliwość korespondencji z najbliższymi. Rozdano nalepki i formularze na listy i paczki. Drugim „płomyczkiem Bożenarodzeniowym” stała się wiadomość o nadejściu paczek z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z Genewy i z Ameryki. Choć długo zalegały magazyny i nie wszystkie dotarły do nas na czas, uświetniły naszą obozową wieczerzę. Menu było co prawda dość osobliwe – kanapki na plasterkach kartofli ozdobionych przysmakami z puszek, przydziałowa grochówka z grzanką z chleba i ryż genewski z suszonymi owocami… Ale jednak nie była to brukwiowa lura i suszony szpinak rozgotowany w wodzie!

Nasi strażnicy – czyli „niańki”, jak ich nazywaliśmy, przeważnie żołnierze Wehrmachtu, inwalidzi wojenni – „wyfasowali” dla nas niedużą sosenkę, którą przybrałyśmy, czym się dało. Wigilia wyzwoliła w nas sporo ciekawych pomysłów. Zrobiłyśmy na przykład małe upominki dla bliskich naszym sercom osób. Były to drobiazgi z czerwonokrzyskich puszek: miseczki, popielniczki, orzełki – swojego mam do dzisiaj! – lub z tego, co wynieśliśmy z Warszawy, idąc do niewoli, na przykład rękawiczki z koca. Pamiętam, że przygotowałam na karteczkach skomponowane przez siebie rymowanki dla każdej z towarzyszek niedoli – z happy endem. Poznałam przecież ich życiorysy i przedwojenne dzieje, toteż przedstawiałam ich powojenne szczęśliwe losy, wszystko, co im się dobrego przydarzy…

Nastrój więc podczas tej Wigilii był całkiem znośny. Udało się nam nawet z sąsiedniego obozu dla jeńców francuskich przemycić opłatek. Podzieliłyśmy się nim jak z rodziną, którą los nas obdarzył. Zaśpiewałyśmy również kolędy. Nie wiedziałyśmy, nie przeczuwałyśmy nawet jeszcze, że po Nowym Roku, kiedy będzie można organizować obozowe życie, również kulturalno-artystyczne, powstanie w naszym baraku całkiem udany chór folklorystyczny, którego piosenki po wojnie odnajdowałyśmy w repertuarze „Mazowsza”. W tym też Bożonarodzeniowym okresie została parokrotnie odegrana „Szopka” pióra Ewy Szumańskiej – żołnierza AK, poetki, aktorki podziemnego PIST-u (pamiętacie Młodą Lekarkę? – tak, to o nią chodzi!). Szopka, grana w konspiracji przed niemieckimi władzami szpitala, stała się prawdziwym światełkiem betlejemskim naszego trudnego obozowego życia. Podobno niektórzy, oglądając te jasełka, płakali, nawet płeć męska, bo to nieprawda, że chłopaki nie płaczą.

Zrobiłam odpis tekstu tych obozowych jasełek. Sięgnęłam teraz do moich „przydasiów”, by przeczytać ponownie tekst owej szopki. Wizja odradzającej się Warszawy znowu zrobiła na mnie wielkie wrażenie.

„…Patrz – Kolumna Zygmunta, Aleje, Nowy Świat,

Stare Miasto wyrasta jak stubarwny kwiat.

Na ulicach promienie się kładą

To Powiśle całuje się z Pragą.

Słyszysz? Melodiami napełnia się cisza.

To w powietrzu wolno się kołyszą

Dzwony: Jana, Wizytek, Zbawiciela

Najcudniejszą zwiastując niedzielę

Uwieńczoną laurami i sławą

Patrz! Przed nami zmartwychwstaje Warszawa!”

(aut. Ewa Szumańska)

Halina Cieszkowska ps. „Alika”
fot. ks. Henryk Zieliński/Idziemy
Idziemy nr 51-52 (534), 20-27 grudnia 2015 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 kwietnia

Sobota, IV Tydzień wielkanocny
Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 7-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter