Niestety, w świecie promującym indywidualizm, podany scenariusz coraz częściej się sprawdza. Taki jest końcowy rezultat rozdętego ego plus nadziei zredukowanej do zawodowego sukcesu. Jeżeli tylko oczekuje się zwycięstwa nad pozostałymi konkurentami, z oczywistych przyczyn może ono należeć do niewielu i na krótki czas. Natomiast prawdziwa nadzieja nie zamęcza. To ona w życiowej pielgrzymce daje siłę, aby iść dalej aż do samego końca – usque ad mortem. Wyzwala od ciasnych oczekiwań, wprowadzając dystans do wszelkich awansów i sukcesów, jest lekarstwem na zawiść i niezdrowe współzawodnictwo.
Dla człowieka prawdziwie wierzącego na tym świecie celem nie jest szukanie własnej chwały, lecz chwały Bożej. Teoretycznie jest to łatwe do zaakceptowania. W praktyce weryfikuje to życie, gdy przychodzi moment zejścia ze sceny i nauczenia się radości z tego, że ktoś inny błyszczy. Nieunikniona konieczność przekazania następnemu pokoleniu każdej funkcji i zaszczytu jest więc naturalną okazją do oczyszczania intencji.
Zbliżający się kryzys ekonomiczny będzie dla wielu życiowym testem. Trzeba będzie się nauczyć akceptować sytuacje obiektywnie trudne i upokarzające. Być może akceptować wezwania, aby podejmować zajęcia o mniejszym prestiżu, i doświadczenia niezrozumienia nawet wśród najbliższych: – „jak to możliwe, że nie daje sobie radę w życiu zawodowym, pomimo ubiegłych sukcesów i wspaniałego CV?”. Będzie to weryfikacja, czy szukamy „niewiędnącego wieńca chwały” (1 P 5,4), czy dymu ziemskiego uznania.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |