Obiecałem sobie: dosyć pisania o piłce nożnej! Wystarczy! I teraz widzą Państwo, co znaczą moje obietnice. Eh, szkoda gadać. A przecież zawsze staram się dotrzymywać danego słowa. Wychodzi jednak na to, że futbolowa choroba nadal we mnie siedzi. Często myślę, że już się wyleczyłem, a tu proszę. Przychodzi mundial, zaczyna się piłkarski amok i wpadam w niego, tracąc głowę. Dlatego, prosząc o wybaczenie, raz jeszcze pochylę się nad zielonym boiskiem. Bo trzeba oddać hołd najlepszym drużynom świata. Mój wymarzony finał był bardzo blisko. O złoto miały walczyć Belgia i Chorwacja. Nie udało się. Ale i tak wielki szacunek dla Belgów. Chwilami grali tak jak nikt inny. Siła ofensywy, jaką pokazali, jest niesamowita. Eden Hazard to pomocnik kompletny, a napastnik Romelu Lukaku znalazłby miejsce w każdym zespole na świecie.
Francuzi to drużyna działająca na mnie jak płachta na byka. Nie podobało mi się, jak podczas turnieju potrafili skupić się głównie na defensywie – chociaż przyznaję, że robili to znakomicie. Trzeba im jednak oddać, że stanowili zespół bez słabych punktów. Ich wyrachowanie mnie denerwowało, ale szacunek mistrzom się należy.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 29 (667), 22 lipca 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 1 sierpnia 2018 r.