Urodzony w Rzeszowie kolega od lat mieszka w Chicago. Tam się ożenił, tam urodziła się jego córka. Można rzec, że miasto zna już dobrze. Opowiadał, jak słabnie tam pozycja Kościoła katolickiego, samych księży, a także wiernych. Co najmniej trzy parafie – w znaczeniu substancji budowlanej – przeznaczone są na sprzedaż. Jednym z powodów jest coraz mniejsza liczba wiernych, ale nie mniej istotnym są roszczenia ofiar wykorzystania seksualnego przez miejscowych duchownych.
Miastem od jakiegoś czasu rządzi zdeklarowana lesbijka, która wychowuje też adoptowane dziecko i życie w mieście stopniowo podporządkowuje swojej wizji świata. Wsławiła się obowiązkowymi kursami dla funkcjonariuszy wszystkich służb miejskich z policją na czele, aby w żadnym razie nie dyskryminowały osób LGBT. „Coraz częściej myślę o powrocie do Polski” – zakończył znajomy, a mnie przypomniały się słowa Jana Pawła II wypowiedziane w 1999 r. w polskim parlamencie. Ostrzegł wtedy, że „demokracja bez wartości łatwo przeradza się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Chyba nikt nie przypuszczał, że tak szybko jego przestroga stanie się aktualna tu, nad Wisłą!
A piszę te słowa kilkanaście godzin po incydencie, do jakiego doszło w parafii na warszawskim Gocławiu, gdzie abp Marek Jędraszewski przewodniczył Mszy Świętej w intencji żołnierzy niezłomnych oraz gen. Augusta Fieldorfa „Nila”. W trakcie doszło do manifestacji, której uczestnicy wyzywali i znieważali arcybiskupa. Powiewały tęczowe flagi, a transparenty obarczały krakowskiego metropolitę winą za akty agresji wobec działaczy LGBT.
W kościele trwała Msza, arcybiskup mówił, że zarówno generał „Nil”, jak i żołnierze niezłomni do końca byli wierni umieszczonemu na sztandarach hasłu „Bóg, Honor, Ojczyzna”, a ich postawy nie można zrozumieć bez Chrystusa – z głośników zaś ustawionych przez organizatorów pikiety płynęła piosenka włoskiej partyzantki komunistycznej „Bella ciao”. Po Mszy pod adresem ludzi wychodzących z kościoła manifestujący wykrzykiwali: „Obrońcy pedofili”.
Oczywiście, to oburzające, że działacze LGBT i ich sympatycy, mówiący tyle o tolerancji, nie potrafią uszanować wrażliwości innych ludzi i z taką łatwością przeszkadzają w przebiegu Mszy, profanują symbole narodowe, w tym hymn Polski. Ale warto spytać – dlaczego? Co się z nami wszystkimi stało? To jedna z licznych, a na pewno nie ostatnich i nie najbardziej brutalnych oznak toczącej się wojny ideologicznej. Wojny dwóch światów. Stojących na przeciwległych końcach dwóch cywilizacji. Prawdziwej i udawanej miłości. Czy to starcie jest do wygrania?
Na końcu – na pewno. Ale po drodze czeka nas chrześcijan wiele wyrzeczeń, łez, może i krwi. Bo przecież dobrze wiemy, że wszystko jest po coś. A nawet największe troski w końcu przyniosą wiele dobra.