Nie tyle sama metropolia mnie skusiła, ile XII-wieczny klasztor położony na wzgórzach, słynący z produkcji doskonałego wina. Winnice otoczone lasami, ciągną się całymi kilometrami na zboczach austriackiej stolicy. Pośród nich można do woli spacerować w wiosennym słońcu, do tego dochodzi specjalność regionu, czyli „Brot und Wein” (chleb i wino) – wszystko razem jawi się jak przedsmak raju. I choć sama historia zespołu pałacowo-klasztornego jest ciekawa, bo w założeniu miała to być również letnia rezydencja cesarzy Habsburgów na wzór hiszpańskiego „El Escorialu”, mnie ciekawiło bardziej jedno ze wzgórz, należących również do klasztoru. Chodzi mianowicie o Kahlenberg.
Niemieckie przewodniki poprawne politycznie podają, że Kahlenberg to idealne miejsce na niedzielny spacer, nordic walking po leśnych zagajnikach i wiedeńską kawę melange na tarasie widokowym. Polskie przewodniki dodają, że to przede wszystkim miejsce, z którego w 1683 roku król Jan III Sobieski poprowadził zwycięską bitwę z Turkami w obronie chrześcijaństwa. Upamiętnia to wydarzenie niewielki kościół prowadzony przez polskich księży zmartwychwstańców. Niestety, prócz Polaków prawie nikt zdaje się o tym nie pamiętać. Podczas gdy mieszkańcy Wiednia i turyści innych nacji popijają melange na tarasie widokowym, podziwiając panoramę Wiednia, Polacy uczestniczą we Mszy Świętej w kościele. Przez wpółzamknięte drzwi dobiegają śpiewy polskich pieśni kościelnych i patriotycznych. Ech, czy aby spacerowicze, obojętnie przechodzący z kijkami obok kościoła, zdają sobie sprawę – przychodzi mi to właśnie na myśl – że tylko dzięki stoczonej tu bitwie mogą spokojnie prowadzić swój zachodni styl życia?
Kościół upamiętniający Wiktorię Wiedeńską w Kahlenbergu
Kiedy słyszę polskie pieśni maryjne, postanawiam udać się w następne miejsce, do którego zdążają liczne grupy słowiańskich katolików: Mariazell. Rozpoczął się przecież maj, miesiąc maryjny. Sanktuarium Matki Narodów Słowiańskich – Mater Gentium Slavorum – słynie jako miejsce pielgrzymek wiernych ze wschodniej i centralnej Europy. Ale nie tylko. Do Wielkiej Matki Łaskawej Austrii czy Możnej Pani Węgier – bo tak zwą Panią z Mariazell poszczególne narody – przybywa rocznie półtora miliona pątników prosić o łaski dla siebie, swoich rodzin i swoich narodów. O potędze wstawiennictwa Maryi przekonany był król Jan III Sobieski, który przed bitwą zawierzył na Kahlenbergu losy Europy Jej opiece, a także Jan Paweł II, który odwiedził Mariazell w 1983 roku w trzechsetną rocznicę odsieczy wiedeńskiej, czy Benedykt XVI w 2007 roku. Szkoda, że wielu Niemców i Austriaków, zwłaszcza z młodszego pokolenia, pielgrzymuje obecnie do Mariazell w celach rekreacyjnych jako do kurortu sportów zimowych.
Zachodnia pobożność ludowa zanika. U Austriaków czy Bawarczyków reprezentuje ją już tylko bardzo podeszłe w wieku pokolenie. Mój kolega augustianin stwierdził, że Kahlenberg i Mariazell ożywiają odwiedziny pielgrzymów ze wschodu, zwłaszcza Polaków. Bo u nich wciąż żywa jest pobożność maryjna. A tam, gdzie było silne nabożeństwo do Maryi, stwierdził, reformacja nie miała szans. Dlatego Polska przed reformacją się uchroniła, i dlatego uchroniła się przed nią Austria. Niemcy już nie. Dobrze, że chociaż polscy pielgrzymi przypominają o tym, że mamy miesiąc maj, czas szczególnej modlitwy do Matki Bożej, która już nieraz wyratowała nasz kontynent z nie lada opresji.
Stefan Meetschen |