Liderzy Platformy, Grzegorz Schetyna, Tomasz Siemoniak i inni, domagają się od PSL bojkotu Marka Biernackiego i jego środowiska. Krótko mówiąc, chcą – na ile mają na to wpływ – eliminacji Marka Biernackiego i jego środowiska z życia publicznego. Dlaczego? Ponieważ posłowie ci ośmielili się głosować – wbrew taktyce PO, ale zgodnie z jej historycznymi deklaracjami – przeciw projektowi ustawy Barbary Nowackiej, znoszącej istniejącą ochronę życia nienarodzonych. Co więcej, ośmielili się głosować skutecznie. W wyniku buntu sumień sejm odrzucił ten projekt, mimo że za jego dopuszczeniem do dalszych prac głosowali wszyscy liderzy partyjni od PO do PiS, z wyjątkiem Władysława Kosiniaka-Kamysza. Politycy, lubiący perorować o konstytucji, nie lubią, gdy ktoś im daje przykład, jak przestrzegać konstytucji, i demaskuje ich cynizm. Świadków się wtedy usuwa.
Identyczne mechanizmy wykluczenia widzimy od początku nowej kadencji władz Unii Europejskiej. Wbrew zasadom reprezentatywności, nakazującym dzielić proporcjonalnie stanowiska między kluby parlamentarne, prof. Zdzisław Krasnodębski nie został wiceprzewodniczącym Parlamentu, a premier Beata Szydło – przewodniczącą Komisji Pracy i Spraw Społecznych. Oboje padli ofiarą standardu Buttiglionego. Większość PE spełnia tu funkcję ideologicznej cenzury, pilnując, by „abstrakcyjne zasady” współpracy nie obróciły się przeciw panującej ideologii.
Profesorowi Roccowi Buttiglionemu nie pomogły zapewnienia, że będzie szanował ustawodawstwo homoseksualne, choć sam homoseksualizm uważa za grzech. To „choć” było jednym słowem za dużo. Premier Szydło nie pomogły uroczyste deklaracje w Strasburgu, że „chcemy Polski takiej jak Unia Europejska”. Wrogiem UE nie jest ten, kto Unię atakuje, ale ten, kogo atakują władze Unii.
Liberałowie Emmanuela Macrona i Guya Verhofstadta chcą wykorzystać wybory przewodniczącej Komisji Europejskiej do wprowadzenia sankcji politycznych i finansowych dla niezdyscyplinowanych krajów Unii, tzw. mechanizmu nadzoru demokracji. Ten pomysł to czyste bezprawie, forma „demokracji socjalistycznej”. Traktat o UE stwierdza jasno, że tworzą ją państwa „przywiązane do zasad wolności, demokracji, poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności oraz państwa prawnego”, że „wartości te” są im „wspólne”. Dewiza Unii to „jedność w różnorodności”. Stwierdzić (wobec określonego państwa), że istnieje choćby ryzyko odejścia od demokracji, może jedynie zgodne głosowanie 22 rządów w Radzie Europejskiej. Oczywiście każdy może mieć przekonanie, że jest inaczej. Ale próba narzucania tego przekonania, bez właściwej, wskazanej wyżej, demokratycznej podstawy – jest oczywistym aktem tyranii, gwałtem wobec prawa właśnie.
Ktoś zapyta: o co tu chodzi, skoro chwalę prezesa Kamysza, bronię premier Szydło, przypominam literę Traktatu o UE? Chodzi o Polskę, o sprawiedliwość i prawo (nie mylić z Prawem i Sprawiedliwością!). Po prostu, nie o racje partyjne, bo to Polsce i sprawiedliwości, a nie partiom, mamy kibicować. Profesorowi Roccowi Buttiglionemu nie pomogły zapewnienia, że będzie szanował ustawodawstwo homoseksualne, choć sam homoseksualizm uważa za grzech. To „choć” było jednym słowem za dużo. Premier Szydło nie pomogły uroczyste deklaracje w Strasburgu, że „chcemy Polski takiej jak Unia Europejska”. Wrogiem UE nie jest ten, kto Unię atakuje, ale ten, kogo atakują władze Unii.
Liberałowie Emmanuela Macrona i Guya Verhofstadta chcą wykorzystać wybory przewodniczącej Komisji Europejskiej do wprowadzenia sankcji politycznych i finansowych dla niezdyscyplinowanych krajów Unii, tzw. mechanizmu nadzoru demokracji. Ten pomysł to czyste bezprawie, forma „demokracji socjalistycznej”. Traktat o UE stwierdza jasno, że tworzą ją państwa „przywiązane do zasad wolności, demokracji, poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności oraz państwa prawnego”, że „wartości te” są im „wspólne”. Dewiza Unii to „jedność w różnorodności”. Stwierdzić (wobec określonego państwa), że istnieje choćby ryzyko odejścia od demokracji, może jedynie zgodne głosowanie 22 rządów w Radzie Europejskiej. Oczywiście każdy może mieć przekonanie, że jest inaczej. Ale próba narzucania tego przekonania, bez właściwej, wskazanej wyżej, demokratycznej podstawy – jest oczywistym aktem tyranii, gwałtem wobec prawa właśnie.
Ktoś zapyta: o co tu chodzi, skoro chwalę prezesa Kamysza, bronię premier Szydło, przypominam literę Traktatu o UE? Chodzi o Polskę, o sprawiedliwość i prawo (nie mylić z Prawem i Sprawiedliwością!). Po prostu, nie o racje partyjne, bo to Polsce i sprawiedliwości, a nie partiom, mamy kibicować.