Tymczasem w niektórych kręgach Kościoła, zarówno pośród duchowieństwa jak wiernych świeckich, zaczęto ją mylić z głoszeniem „nowej Ewangelii”. Zwłaszcza w Kościele niemieckim od lat istnieje tendencja ewangelizacji z duchem czasu, czyli ustępowania postulatom wiernych domagających się „poluzowania” nauki Kościoła katolickiego nt. małżeństwa, rodziny, seksualności. I niestety, niektórzy hierarchowie mylą owo wezwanie Jana Pawła II, by głosić tę samą i niezmienną Ewangelię, czyli prawdę o Zmartwychwstałym, z reformą nauczania Kościoła. Nie przypadkiem kardynał Walter Kasper nazwał swoją najnowszą książkę, wzywającą do zmiany stanowiska Kościoła wobec rozwodników żyjących w powtórnych związkach, „Ewangelią rodziny”.
Ewangelizować natomiast można zawsze i wszędzie. Nawet nie otwierając ust. Poprzez zajmowanie stanowiska zgodnego z nauczaniem Kościoła w danej sprawie, poprzez moralne prowadzenie się, poprzez najprostsze i codzienne czynności wykonywane dobrze i przykładnie dla większej chwały Bożej. Nawet jeśli nie są one ani spektakularne, ani nie zaowocują wielką karierą czy zainteresowaniem mediów. Ale zaowocują zainteresowaniem innych, obok żyjących ludzi, którzy zadadzą sobie pytanie, skąd ten człowiek bierze siłę i inspirację do swojej monotonnej, ale jakże wytrwałej pracy. Pamiętam, że jako dziecko nieraz widywałem w przedszkolu siostry zakonne, i to, co mnie wtedy fascynowało, to fakt, że poprzez samo noszenie habitów były one świadkiem tego, że istnieje inny, nadprzyrodzony świat. Nie musiały wiele mówić, bo już poprzez swoją obecność ewangelizowały ludzi, pośród których się znajdowały. Później, już jako student, mieszkałem w klasztornej bursie i nigdy nie zapomnę, z jaką radością każda z sióstr wykonywała swoje codzienne obowiązki. I z jaką dyscypliną siostry spotykały się na wspólnej modlitwie kilka razy dziennie.
A niedawno usłyszałem od znajomego księdza, że w jego parafii siostra odmówiła prania i prasowania obrusów ołtarzowych, argumentując to tym, że jest ona stworzona „ad maiorem”, czyli do rzeczy wyższych, na przykład… prowadzenia wykładów o nowej ewangelizacji. Ale są również świeccy, którzy mają problem z właściwym rozumieniem tego, na czym ewangelizowanie polega. Jedna pani skarżyła mi się, że zatrudniające ją już od kilku lat jako opiekunkę do piątki dzieci katolickie małżeństwo ciągle odmawia opłacenia jej w NFZ ubezpieczenia, za to od czasu do czasu obdarza ją obrazkiem z jakimś świętym, do którego ma się modlić o poprawę własnej sytuacji. A przecież znacznie większe efekty ewangelizacyjne przyniosłoby zaoferowanie tej kobiecie uczciwych warunków pracy.
Może w dzisiejszych czasach bardziej potrzeba cichych i wiernych świadków jednej i niezmiennej od dwóch tysięcy lat Ewangelii niż nauczycieli nowej ewangelizacji. A że tak jest, wystarczy popatrzeć na efekty pracy duszpasterskiej tylu nieznanych księży w parafiach, sióstr w domach opieki czy świeckich rzetelnie wykonujących swoją pracę zawodową. Zatem mniej mówienia o nowej ewangelizacji, a więcej praktykowania życia w zgodzie z Ewangelią.
Stefan Meetschen |