Benjamin Netanjahu, premier Izraela, powiedział na Forum Pamięci Holokaustu w Jerozolimie, że „Izrael jest niezmiernie wdzięczny aliantom i żołnierzom, którzy pokonali nazistów. Bez tego poświęcenia nie byłoby dziś ocalałych z Holokaustu”. To prawda, i to właśnie chcemy słyszeć o Polsce! O kraju, który – spośród wszystkich – pierwszy odmówił ustępstw wobec Hitlera i najdłużej prowadził wojnę z Niemcami.
Prezydent Rzeczypospolitej nie mógł jednak wysłuchać nawet tego ogólnego sformułowania. Nie mógł, bo Polska nie mogła na Forum przedstawić swej pamięci o wojnie i Zagładzie. W tej sytuacji, zgodnie z zapowiedzią, zrezygnował z wyjazdu do Jerozolimy. Ważny gest, pokazujący jednocześnie konkretność oczekiwań i stanowczość, więc poważne traktowanie prawomocnego stanowiska Rzeczypospolitej, co więcej, szeroko – szerzej niż większość rządowa – poparty przez polską opinię publiczną.
Oczywiście byli i krytycy tej postawy, ale nie zaskakują przecież głosy najbardziej podekscytowanych przedstawicieli opozycji, np. Radosława Sikorskiego. Zaskakuje natomiast, że w konsensusie solidarności nie chciał uczestniczyć Krzysztof Bosak, kandydat Konfederacji na prezydenta. Co więcej – Bosak sprawę jerozolimskiego Forum uznał (w wywiadzie dla Tok FM) za zasadniczą kwestię różniącą z Andrzejem Dudą. Zarzucił mu „próby wproszenia się tam, gdzie nas nie chcą”, choć w żadnym momencie prezydent do Jerozolimy się nie „wpraszał”. Ale widocznie kandydat Konfederacji uważa, że należało wykorzystać pierwszą okazję, by na Forum Holokaustu po prostu nie jechać, bez żadnych uzasadnień.
Temat jest znacznie szerszy i dotyczy kwestii stosunków polsko-izraelskich w ogóle. A nawet jeszcze szerzej – zdolności definiowania praw Polski w ogóle. Polska od Izraela ma prawo przede wszystkim oczekiwać szacunku dla wysiłku wojennego i ofiar wojny, za wkład – według sformułowania premiera Netanjahu – w „poświęcenia, bez których nie byłoby dziś ocalałych z Holokaustu”. Odnieść jednak można wrażenie, że dla polityków Konfederacji złe relacje Polski i Izraela to stan naturalny i wręcz – wyborczo lub psychologicznie – pożądany.
Krzysztof Bosak lapidarnie oświadcza, że „Polska i izraelska polityka historyczna są ze sobą w sprzeczności od pół wieku” i żadne „oświadczenia Morawiecki-Netanjahu tego nie zmienią”. Tymczasem właśnie Deklaracja premierów może być podstawą do budowy wzajemnego szacunku i Konfederacja, jeśli odwołuje się do godności narodowej, powinna jako pierwsza stać na straży wykonywania jej zobowiązań, każdorazowego potępienia antypolonizmu, więc również lekceważenia cierpień i nienagrodzonego wkładu Polski w zwycięstwo nad Niemcami.
Mam jednak wrażenie, że zamiast uniwersalistycznej zasady: „czcimy i oczekujemy czci” – politycy Konfederacji myślą: nie potrzebujemy żadnego szacunku i nie musimy go okazywać. To nie tylko uchybienie chrześcijańskiemu uniwersalizmowi, to rezygnacja z obrony praw narodu, które zresztą są tego uniwersalizmu nieodłącznym składnikiem.