To oskarżenie jest tak samo absurdalne jak biadolenia, że nauka Kościoła w sprawie prezerwatyw powoduje szerzenie się AIDS w Afryce. Zakłada bowiem, że jakieś małżeństwo z pobożności lub strachu przed Kościołem nie decyduje się na in vitro w Polsce przecież dozwolone, ale potem – już bez żadnego zważania na katolickie nauczanie – bierze rozwód. Analogicznie jakiś Afrykańczyk współżyje z kim popadnie, ale za każdym razem przypomina sobie, że jest katolikiem i nie zakłada prezerwatywy, i w rezultacie zaraża siebie i innych. A zatem winny jest Kościół. Ale takie rozumowanie nie trzyma się kupy.
Bo Kościół naucza czystości przedmałżeńskiej i wierności małżeńskiej, a nie tego, że lepiej grzeszyć bez prezerwatywy niż z prezerwatywą. Jeśli ktoś traktuje siebie jako katolika poważnie, to po prostu nie będzie miał przygodnych związków i nie zarazi się AIDS. A jeśli jest rozpustnikiem, to zupełnie się nie przejmuje tym, co Kościół mówi o prezerwatywach. Podobnie katoliccy małżonkowie, jeśli poważnie traktują swoją wiarę, to nie zdecydują się na manipulowanie embrionami i będą pogłębiać więź małżeńską w inny sposób. A jeśli są „katolikami ale”, to podejmą technikę in vitro, co niekoniecznie uchroni ich przed rozwodem. A poza tym, poseł Grupiński powinien wiedzieć, że małżeństwa w Polsce potrzebują przede wszystkim materialnej stabilności, a nie ideologicznego finansowania z kasy państwowej przeznaczonego na dłubanie przy ludzkich zarodkach.
Co do otwartości Grupińskiego na homopostulaty, to ideologia ta nie tylko jest sprzeczna z katolicyzmem, ale po prostu niebezpieczna dla ludzkiej cywilizacji. W całym tym gejowskim, lesbijskim i transseksualnym szumie nie chodzi bowiem o wrodzone prawa człowieka, ale o kolejną rewolucję tworzenia „nowego człowieka” i „nowego społeczeństwa”. O zmianę podstawowych pojęć i praw. Homoseksualna działaczka Masha Gessen przyznała niedawno całkiem otwarcie, że chodzi o to, aby tradycyjna instytucja małżeństwa przestała istnieć, aby prawnie były usankcjonowane przeróżne związki. Sama Gessen chełpi się, że jej „rodzina” to 5 dorosłych osób, które są „rodzicami” trojga dzieci. I coś takiego ma być – zdaniem homoseksualnej aktywistki – przyszłością… Osoby homoseksualne w Polsce mogą przecież mieszkać razem i umocowywać prawnie swe więzi w istniejącym porządku prawnym. A załatwienie pewnych kwestii, jak np. prawa do informacji o chorobie partnera, nie wymaga wprowadzania instytucji homoseksualnych małżeństw.
Problem z takimi katolikami jak Grupiński nie polega na tym, że mają wątpliwości co do jakiegoś elementu katolickiej nauki. Wątpliwości – rzecz ludzka. Problem polega na tym, że oni nie mają wątpliwości, tylko przyjmują bezkrytycznie obowiązujące mody i mądrzą się na temat niedorastania Kościoła do wyzwań zjednoczonej Europy. Grupiński sugeruje, że brak zgody na nowoczesność odpycha młodych od Kościoła i jest przyczyną braku powołań. Ha! ha! ha! Jakby poseł wystawił nos poza własne środowisko, to zobaczyłby, że powołania kapłańskie rodzą się tam, gdzie jest żywa wiara i wierność nauczaniu Kościoła, a nie in vitro i małżeństwa gejowskie. Niektóre wspólnoty protestanckie już się „unowocześniły”. Z opłakanym skutkiem. Jak się jeszcze bardziej „unowocześnią”, to po prostu wymrą. Jeśli więc poseł Grupiński chce dobra dla Kościoła, to niech bardziej stosuje się do wskazań bł. Jana Pawła II niż swego partyjnego szefa.
Dariusz Kowalczyk SJ |