Straszenie Polaków powtórką z 1939 roku raczej obraz zaciemnia niż rozjaśnia. Ma służyć wyłącznie zbijaniu politycznego kapitału. Premier przewiduje, że zaniepokojeni wyborcy obniżą swoje oczekiwania – zapomną o fatalnej służbie zdrowia, niskich emeryturach, problemach edukacji i wymieraniu Polski. I zaczną się cieszyć tym, co mają. Kalkulacja sztabowców PO ma w sobie zresztą drugie dno: Polacy obawiający się wojny mają głosować na Tuska jako na tego, który cofnie się przed potencjalnymi żądaniami Kremla; wszyscy znamy przecież smoleński „dorobek” tego polityka. Partia rządząca chce więc przekuć własną słabość w główny atut. Jak słusznie zauważył prof. Zdzisław Krasnodębski, rosyjska agresja na Krym, która powinna stać się gwoździem do politycznej trumny Tuska, ma stać się jego deską ratunkową.
Wokół rosyjskiego zagrożenia trzeba Polaków mobilizować, a nie straszyć. Trzeba przedstawić plan militarnego wzmocnienia kraju i zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Tusk wykonuje jakieś gesty, ale żadnych długofalowych projektów w życie nie wprowadzi. Muszą nam wystarczyć, jak zawsze, słowa pasujące do nastroju chwili, ale na dłuższą metę nieznaczące nic. Zauważmy zresztą, że premier posługuje się histeryczną retoryką wyłącznie na gruncie polskim. Gdy wyjeżdża za granicę, uśmiecha się jak zwykle i ani jednym gestem nie sugeruje, że szykuje się powtórka z roku 1939. A przecież gdyby się szykowała, to polski premier powinien postępować odwrotnie: uspokajać rodaków i alarmować świat.
Dziś taktyka Tuska wydaje się w miarę skuteczna, skoro sondaże PO rosną. Opozycja nie ma pomysłu, jak wyjść z zastawionej pułapki, bo każdy jej bardziej wyrazisty ruch wzmocni tylko wizerunek władzy jako „partii pokoju” i wizerunek opozycji jako „partii wojny”. Ale sytuacja jest dynamiczna. Zwróćmy uwagę na egzotyczną propozycję wicemarszałka rosyjskiej Dumy Władimira Żyrinowskiego, kuszącą Polskę udziałem w rozbiorze Ukrainy. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to zwykły wygłup, ale sprawy nie da się do końca zlekceważyć. Jeżeli Żyrinowski realizuje polecenia Kremla – a to bardzo prawdopodobne – to cel Moskwy jest oczywisty: rozbicie solidarności Warszawy z Kijowem, także stworzenie kolejnej osi podziału wewnątrz kraju.
P.S. Gdy Rosja wkładała Krym do swojego plecaka, uzyskaliśmy ostateczne potwierdzenie, że gen. Andrzej Błasik był trzeźwy w chwili śmierci w Smoleńsku. Upadł więc fundament kłamstwa MAK. Niestety, „efektowne” kłamstwo o „pijanym polskim generale” poszło w świat i żyje swoim życiem. Czy „odważny” premier Tusk zrobi cokolwiek, by oczyścić imię polskiego żołnierza?
Jacek Karnowski |