W Platformie Obywatelskiej – nihil novi. Frakcyjne wojny podjazdowe o jak najlepsze miejsca na listach i nieskrywany już oportunizm jako idea główna osób aspirujących do przyszłego parlamentu to budzący politowanie standard. Obrażona dopiero czwartym miejscem na łódzkiej liście PO Iwona Śledzińska-Katarasińska, w przypływie szczerości przyznająca: „listy poukładane są tak, by kandydaci wzajemnie się kasowali i ze sobą walczyli”, to tylko przykład. Ta sama zresztą posłanka, zaskoczona obecnością na listach Ludwika Dorna i Grzegorza Napieralskiego, przyznała, że listy nie są układane wspólnie, w oparciu o konsultacje partyjne, ale w gabinecie Ewy Kopacz. Niewątpliwie na „gorącej linii” z Donaldem Tuskiem.
Jak jednak na tym tle jawi się Prawo i Sprawiedliwość? Pewnie wielu czytelników zaskoczę, ale niewiele lepiej. Ostatnie przypadki Dorna i Napieralskiego tylko umacniają wyborców w przekonaniu, że polska polityka nie potrafi być prosta, czysta i transparentna, a politycy – wierni swoim przekonaniom. Ale czy prosto i transparentnie da się wyjaśnić nieobecność na listach PiS Marcina Mastalerka, sekowanie Zbigniewa Ziobro lub „jedynka” w okręgu kalisko-leszczyńskim dla poniekąd znakomitej dziennikarki Joanny Lichockiej, umieszczonej w miejsce zasłużonych i docenianych ludzi PiS?
W momencie, kiedy obudzone są zwycięstwem Andrzeja Dudy nadzieje wyborców prawicowych, a frekwencja podczas ostatniego referendum pokazuje skalę upadku Bronisława Komorowskiego i jego partii, Jarosław Kaczyński pokazuje swoje gorsze oblicze. Rozprawia się z dawnymi oponentami w szeregach PiS oraz z tymi, z którymi w bliskiej przyszłości mógłby tworzyć koalicję. Świadczą o tym dalekie miejsca na listach dla ludzi Jarosława Gowina, a już najdobitniej dla Prawicy Rzeczypospolitej.
PiS już w czasie minionych wyborów do europarlamentu przekonało się o skali poparcia dla Marka Jurka, który startując z piątego miejsca, wygrał z promowaną przez prezesa Kaczyńskiego Hanną Fołtyn-Kubicką. Czy dlatego teraz trzeba było Prawicy Rzeczypospolitej sprawę utrudnić?
Choć umowa o współpracy politycznej między PR i PiS z 2012 roku przewiduje start kandydatów PR na listach PiS z ósmych miejsc w każdym okręgu w kraju, PiS zażądało, by ograniczyć ich liczbę do jedenastu osób. PR przyjęła te żądania, tłumacząc, że obecnym oczekiwaniom społecznym na zasadniczą zmianę w Polsce nie służy wznawianie animozji i negocjacji międzypartyjnych. Jarosław Kaczyński powinien jak najszybciej to docenić i łączyć, a nie dzielić. To kwestia wiarygodności PiS, dla wyborców bardzo ważna.
Radek Molenda |