Dziś – jak pokazują badania – ponad 1/3 społeczeństwa jako przyczynę tragedii wskazuje zamach i jest to grupa stale rosnąca. Co ważniejsze, oficjalna wersja wydarzeń już nie istnieje.Co jakiś czas członkowie komisji Millera czy też media prorządowe zapowiadają ofensywę, chcą „obalać” rzekome mity i nieprawdy głoszone przez ekspertów Antoniego Macierewicza, po czym pojawią się raz i... znów znikają. Widać zadanie jest trudniejsze niż sądzą w pierwszej chwili. Jak zresztą bronić oficjalnej wersji, skoro opisana w niej wysokość słynnej brzozy jest zaniżona o ponad półtora metra, a słowa przypisane gen. Błasikowi wypowiedzieli piloci? Cała zaś oś raportu Millera oparta była na twierdzeniu, że piloci nie znali właściwej wysokości samolotu, że dobre liczby mruczał sobie pod nosem generał. Skoro jednak generała w kokpicie nie było, to piloci wiedzieli, jak wysoko znajduje się maszyna.
Właściwie mamy do czynienia z co najmniej trzema tragediami: śmiercią 96 osób z urzędującym prezydentem na czele, azjatyckim podejściem władz w Warszawie i Moskwie do śledztwa i wyjaśniania tła zdarzenia oraz z wywołaniem niezwykle głębokiego konfliktu polsko-polskiego. Ten ostatni skutek jest dla naszej państwowości najbardziej niebezpieczny, to wręcz trucizna. Wyjściem z tej pułapki nie jest jednak porzucenie sprawy smoleńskiej, ale jej załatwienie. Nie da się bowiem zbudować silnego państwa na tak wielkiej kompromitacji, na takim poniżeniu człowieka i takiej degradacji wartości podstawowych. Gdybyśmy sprawę przemilczeli, zsunęliśbyśmy się do poziomu postsowieckich, zbolszewizowanych społeczeństw za naszą wschodnią granicą. Życie postawiło nas w obliczu egzaminu z przynależności do cywilizacji łacińskiej, i ten egzamin trzeba zdać.
Bez załatwienia tej sprawy, bez uczciwego śledztwa i należnego hołdu ofiarom, Polska na długo oddaje się pod „zarząd” rosyjski. Po pierwsze, negocjacje w sprawie rozdzielenia wizyt są z pewnością w Moskwie udokumentowane, a tym samym Rosjanie mają w garści władze polskie. Po drugie, Moskwa tak ostentacyjnie „zaciera ślady” i tak „głośno” przetrzymuje dowody, że już dziś widać jej długofalowy cel: utrzymanie, tak długo jak się da, tej karty w ręku. Kreml nie chce bowiem jednoznacznego rozstrzygnięcia pytania o zamach, nawet gdyby miało się ono okazać dla niego korzystne. Kreml chce mieć możliwość stałego dosypywania do pieca – raz na rzecz jednej strony polskiego sporu, kiedy indziej na rzecz drugiej strony. To ma być zawsze dostępny generator wewnątrzpolskich emocji. Tak jak sprawa katyńska – do dziś niezamknięta, z wciąż ukrytymi dokumentami, z cyklicznie powtarzającymi się prowokacjami.
|