Każdy, kto dojrzewa, kto widzi więcej, kto wie, jak ciężko coś zbudować, kto ma dzieci wreszcie, z biegiem czasu musi w coraz większym stopniu widzieć tragedię Warszawy, zagładę miasta, ogrom zbrodni – co oczywiście nie znosi dumy z heroizmu powstańców. Jednocześnie jednak mit Powstania – nawet ze świadomością kosztów, które ten zryw przyniósł – zaczarowuje, wręcz hipnotyzuje. Nie można się dziwić, to w końcu w pewnym sensie tragiczny „finał” całego polskiego losu; ofiara tak wielka i tak piękna, że wiążąca Polaków ze sprawą wolności i niepodległości już na zawsze. Jednocześnie ofiara tak straszliwa, że przełamująca polski los – wraz z późniejszą okupacją sowiecką – na pół, jak żadna chyba inna polska data. Dawna Polska umarła właśnie wówczas.
Często słyszymy krytyczne, czasem szydzące pytanie, dlaczego świętujemy przegrane Powstanie, okupione zagładą całego miasta, naszej stolicy z jej bezcennymi skarbami i dorobkiem pokoleń. Ostatnio wytknął to Polakom prof. Norman Davies. Można odpowiedzieć pytaniem: czy ktoś wypomina Izraelczykom, że tak wiele uwagi poświęcają Holocaustowi? Że uczynili z tej tragedii fundament swojego państwa? Nikt. Za marzenia o wolności, jakże złudne wówczas, w realiach roku 1945, zapłaciliśmy cenę tak dużą, że nie możemy zapomnieć. Niezależnie od prywatnej oceny dowódców Powstania: nie możemy nie czcić tamtego pokolenia, bo to byłaby zdrada tych setek tysięcy. I dalej: Powstanie to przede wszystkim zobowiązanie, by Polskę choć przybliżyć do marzeń Powstańców.
Krytyka Powstania wiąże się z szerszą krytyką całej tradycji insurekcyjnej. „Polskość trzeba przekonstruować” – mówią ludzie, którym patriotyzmu zarzucić nie można. Postulują większy nacisk na pozytywizm, na codzienną pracę, budowę instytucji. Mają rację: tego dziś potrzebuje Polska – nowego pozytywizmu. Ale jednocześnie, atakując tradycję powstańczą mniej lub bardziej jawnie, popełniają duży błąd: jeżeli ona upadnie, na jej miejsce nie pojawi się mniej emocjonalny typ endecko-pozytywistyczny, ale kolejne miliony „tutejszych”, niespecjalnie zainteresowanych trwaniem Polski. To nie jest czas na daleko idące eksperymenty z polskością. Nie jest, bo dziś wybór coraz częściej sprowadza się do pytania, czy warto być Polakiem, czy też nie. Odcienie ideowe patriotyzmu tracą na znaczeniu.
Jacek Karnowski |