Zapewne nie ma wśród czytelników „Idziemy” ani jednej osoby, która nie słyszała o ostatnim zamieszaniu w radiowej Trójce. Domyślam się, że część mocno się nawet w to emocjonalnie zaangażowała i być może jakoś włączyła. Nic dziwnego, bowiem stacja ta dość mocno ukształtowała szereg roczników dorosłych dziś Polaków, w tym też niżej podpisanego. Wielu z nas traktuje Trójkę jak członka swojej rodziny, doskonale zna audycje, prowadzących i ich głosy. Przez lata były to niemal te same osoby, więc nic dziwnego, że byli dla nas tak ważni, aż nagle się to zmieniło.
Nie chcę rozsądzać, kto miał rację a kto zawinił. Także, dlatego że nie mam tak ważnej, zakulisowej wiedzy, co jest niezbędne, żeby mieć wyrobione zdanie. Ale i dlatego że wielu dziennikarzy Trójki znam osobiście. Nie ma w sumie to jednak znaczenia. Znaczenie ma raczej, pogłębiające się i destrukcyjne dla całej narodowej wspólnoty, wszechogarniające sekciarstwo. Gdy poznaliśmy nowego dyrektora, przez jednych wyzywany był od razu od komunistów – bo zaczynał pracę w radiu w 1990 roku, a przez ich adwersarzy opisany został, jako dziecko PIS – bo paktuje ze znienawidzoną władzą i będzie teraz umiejętnie ocieplał jej wizerunek. Ale były też i skrajne oskarżenia jak np. o rzekomą homofobię – bo kiedyś ośmielił się zaproponować słuchaczom audycję na temat sąsiedztwa osób o takiej orientacji! I dzwonili do studia słuchacze, którzy mieli mało poprawne na ten temat zdanie.
Ten spór, te emocje, komentarze pokazują, że wielu z nas sprywatyzowało dla siebie wiele dziedzin życia. Radio a dokładniej Trójkę, również. Traktujemy coś jak naszą własność, odmawiając innym prawa do najmniejszej ingerencji. I chyba większość słuchaczy uznała właśnie tę stację, choć sam nie wiem czy słusznie, bo Trójka nie była nigdy monolitem, za liberalny głos w domu. Liberalny, czyli w teorii tolerancyjny dla osób o odmiennych poglądach czy przekonaniach. Niby tacy otwarci ludzie – kiedy pojawił się nowy szef radia, a oni odzyskali nadzieję – od razu nawet nie tyle postulowali, co żądali usunięcia z anteny prowadzących o bardziej konserwatywnych poglądach. Często w dość wulgarny sposób.
I teraz nie wiem czy państwu również, ale mi wydaje się (Trójka służy tu tylko za przykład), że więcej tolerancji, otwartości na innych i ich poglądy, jak i ciekawości świata, mają nie ci, którzy sami siebie nazwali „postępowcami”, ale ci, których „postępowcy” nazywają „ciemnogrodem”.
Skąd to się bierze? Ten „ciemnogród” to w większości ludzie definiujący się, jako wierzący. A jak wiemy wiara wymaga od nas wielu pokładów pokory i miłości do drugiego człowieka. Wiara uczy wolności, miłości, szacunku a pomaga w tym natchnienie Ducha Świętego, który w takich postawach nas umacnia. Tylko kiedy naprawdę wierzymy i kiedy tego chcemy. Bo nie jest tajemnicą, że także wielu z tych zadeklarowanych katolików, gdyby mogło, utopiłoby przeciwnika w przysłowiowej łyżce wody. Uznając to nawet za dobry uczynek.
Jeśli nie akceptujemy u innych wrogości do tego, co chrześcijańskie, to nie przymykajmy oczu na to, co robią nasi bracia, bo inaczej dajemy przyzwolenie na przysłowiową barbarię!