Nasuwa się nawet myśl, że szkoły w PRL, pomimo swych oczywistych ograniczeń, były lepsze niż szkoły w III RP. Pewnych rzeczy nie można było mówić, na przykład prawdy o Katyniu, by nie godzić w wieczystą przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Ale okazuje się, że dziś historia jest generalnie ograniczana, a kolejne roczniki wychowuje się w mniemaniu, że czas skończyć z grzebaniem się w polskiej martyrologii, bo oto przed nami unijno-europejska świetlana przyszłość.
A jeśli już grzebać się w historii należy, to tylko po to, aby ją nam zohydzić lub pokazać, jakimi strasznymi antysemitami byli Polacy. Ogłupiającej ideologii jest dziś nie mniej niż w czasach PRL, tyle że wtedy większość była przeciwko niej jakoś zaszczepiona. Dziś ludzie, w tym młodzież, ale niekiedy także nauczyciele, wydają się bardziej bezbronni wobec „ideologów” i „autorytetów” typu Kuba Wojewódzki. Łykają polityczną poprawność i europejską nowomowę z zastraszającą łatwością.
Jednym z elementów zatruwania szkoły jest ideologia homoseksualna. Aktywiści gejowscy robią wszystko, by wpychać się do szkół i zarażać uczniów swymi chorymi ideami. Niestety, wygląda na to, że obecne ministerstwo edukacji ulega tym naciskom. Powstają jakieś raporty, które cenzurują podręczniki szkolne pod kątem treści „homofobicznych” i postulują wprowadzanie tzw. pozytywnego mówienia o gejach i innych ludziach mających osobliwe upodobania seksualne lub problemy z własną tożsamością płciową. Odbywają się szkolenia dla nauczycieli, na których wciska się „mądrości”, że płeć jest zjawiskiem przejściowym. Ostatnio jakiś homoseksualny aktywista wymyślił, że polonez na studniówce to przykład nietolerancji, gdyż przyjęło się, że poloneza tańczą pary mieszane, mężczyzna z kobietą. A przecież np. uczniowie geje chcieliby tańczyć we dwóch. Dochodzi do tego, że mniejszość próbuje narzucić model edukacji sprzeczny z poglądami znakomitej większości rodziców.
W systemie szkolnym istnieje wiele szkół katolickich, prowadzonych przez różne podmioty kierujące się nauczaniem Kościoła katolickiego. Szkoły te cieszą się na całym świecie uznaniem i zasadniczo są cenione za wysoki poziom nauczania oraz wychowanie w duchu autentycznych wartości. Na przykład we Francji do szkół katolickich uczęszcza 20 proc. wszystkich uczniów w tym kraju. Tu i ówdzie daje się jednak zauważyć problem, że kadra nauczycielska nie zapewnia katolickiej tożsamości szkoły. Dlatego też biskupi francuscy ustanowili niedawno pozostające w ich kompetencji zasady, które mają m.in. zapewnić, że szkoły katolickie będą zarządzane przez ludzi gwarantujących charakter katolicki. W Stanach Zjednoczonych niektórzy biskupi chcą, by nauczyciele zatrudnieni w szkołach katolickich podpisywali deklarację wiary, potwierdzającą m.in., że antykoncepcja, aborcja, związki homoseksualne i eutanazja to „sprawy, które poważnie naruszają ludzką godność”. Bywają bowiem nauczyciele, którzy szukają jedynie pracy, ale nie tylko nie podzielają nauki Kościoła, lecz i gotowi są nauczać rzeczy dokładnie przeciwnych.
W Polsce psucie szkoły dokonuje się stopniowo i po cichu. Dlatego ważne jest, aby powstawały różne stowarzyszenia osób zatroskanych o kształt szkoły. Nie można pozostawić losu szkolnictwa w rękach tyleż anonimowych, co nieudolnych urzędników oraz dziwaków, którzy w miejsce zdrowych, rodzinnych i patriotycznych, wartości próbują wprowadzać różowe baloniki i żałosnego orła z czekolady.
Dariusz Kowalczyk SJ |