fot. PAP/Jacek Turczyk
To były bardzo smutne i niepokojące obchody rocznicy rzezi wołyńskiej. Nie tylko dlatego, że przypominają o męczeństwie zakatowanych 130-150 tys. Polaków, z których wielu nie doczekało się nawet mogił.
W tym samym czasie - 8 lipca br., kiedy prezydent Andrzej Duda w Łucku na Ukrainie obchodził rocznicę rzezi wołyńskiej, prezydent Petro Poroszenko zorganizował obchody „alternatywne”, bo nie związane z krwawą niedzielą 11 lipca 1943. Prezydent Ukrainy udał się do Sahrynia na Lubelszczyźnie, który był bazą UPA. Przyjechał by uczcić 200 Ukraińców, którzy w marcu 1943 r. zginęli z rąk AK i Batalionów Chłopskich. Czy to przypadek, że o planach wyjazdu Poroszenki do tego właśnie miejsca poinformowano zaraz po tym, kiedy kancelaria prezydenta Dudy potwierdziła wyjazd na Wołyń?
Wystąpienie prezydenta Ukrainy w Sahryniu wyglądało jak tworzenie historii „Anty-Wołynia”. Ani razu nie padły tam słowa o ludobójstwie, ale o „tragicznych wydarzeniach” i „bratobójczym konflikcie”, co ma istotne znaczenie bo uznanie rzezi wołyńskiej za ludobójstwo uprawnia do badania zbrodni, i wskazania winnych by odkryć historyczną prawdę. Zaplanowana akcja wymordowania polskiego społeczeństwa, by „Ukraina była krajem czystym”, krajem „tylko dla Ukraińców” z definicji jest ludobójstwem. Z obawy, by Polacy nigdy nie wrócili do swoich gospodarstw, nie pozwalano im na ucieczkę ale mordowano ze szczególnym okrucieństwem i palono zagrody. Ofiary ginęły nie od kul, ale od ciosów zadawanych rolniczymi narzędziami.
Petro Poroszenko jak ognia unika słowa: „Prawda”. Ukraiński prezydent zapewnił, że szanuje polskie ofiary „konfliktu polsko-ukraińskiego”. Powtórzył przy tym słowa modlitwy „odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Nikt podważa, że podczas rzezi wołyńskiej były również ofiary po stronie ukraińskiej. Oszacowuje się, że mogło zginąć wówczas ok. 6 tys. osób narodowości ukraińskiej. Nie może być jednak akceptacji ze strony polskiej na relatywizowanie ludobójstwa. Narracja Poroszenki jest jak postawienie znaku równości między ofiarami państwa, które napadło w 1939 r. na nasz kraj i Polakami, wymordowanymi przez Niemców. To zrównywanie katów i ofiar.
Żądania Poroszenki o zmianę polskiej ustawy o IPN dotyczącej penalizacji kłamstwa wołyńskiego w zderzeniu z potwierdzeniem „gotowości do odblokowania prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na terytorium Ukrainy” zabrzmiały jak targ.
Czy ukraińskie umowy tyle znaczą co rosyjskie? W grudniu 2017 w Charkowie prezydent Ukrainy obiecywał prezydentowi Polski odblokowanie zakazu poszukiwania i ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej, a skończyło się na deklaracjach. A może to odwet za znowelizowaną miesiąc później w polskim Sejmie ustawę o IPN, wprowadzającą karę więzienia za promowanie banderyzmu, podważanie zbrodni ukraińskich nacjonalistów i formacji ukraińskich kolaborujących z III Rzeszą?
Podczas uroczystości z udziałem prezydenta Poroszenki w Sahryniu padały zawołania banderowskiego odłamu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów: „Chwała Ukrainie! Chwała bohaterom!”. Czy tegoroczne obchody rocznicy rzezi wołyńskiej nie potwierdziły, że polityka ustępstw za rzekome dobrosąsiedzkie stosunki niczemu nie służy, a tylko eskaluje żądania? Prawda należy się nam wszystkim, a przede wszystkim ofiarom jednego z najstraszniejszych w naszej historii ludobójstw.