Na łamach „Wyborczej” bliżej nieznany, ale gorliwie reprezentujący swe środowisko, Igor Rakowski-Kłos popisał się wypowiedzią w rozmowie z pisarką Magdaleną Tulli. Oburzył się mianowicie, że są tacy, co głoszą, iż „dziś wzorem dla młodych Polek powinna być Danuta «Inka» Siedzikówna, członkini antykomunistycznych oddziałów, która została rozstrzelana w wieku 17 lat”. „Nastolatki mają utożsamiać się z dziewczyną, która nie mogła się uczyć i bawić, tylko zmuszona była mieszkać w lesie i umykać obławom NKWD, a jej największym dokonaniem jest śmierć? To życie zmarnowane, a nie godne naśladowania” – perorował w „Wyborczej”. Pisarka Tulli starała się nie poddać odlotowi Rakowskiego-Kłosa i stwierdziła, że „zdarza się czasem, iż trzeba umrzeć”, ale – dodała zaraz – „nie powinniśmy się tym niezdrowo podniecać”. Nasuwa się pytanie, czy dla pani pisarki składanie hołdu młodym ludziom, którzy oddali swe życie z miłości do wolnej Polski, jest takim niezdrowym podniecaniem się. W każdym razie, zdaniem niektórych, hołdy składać należy raczej ludziom pokroju Jaruzelskiego, bo żył długo, no i zrobił karierę, generałem był…, a nawet prezydentem. Przed takim życiorysem Aleksander Kwaśniewski, który też nie chciał „marnować życia”, każe nam stawać na baczność.
Chrześcijaństwo naucza o nadzwyczajnej wielkości człowieka, który nie jest jakimś przypadkiem ślepej ewolucji, ale został z miłości stworzony przez Boga i powołany do życia wiecznego. Rzeczywiście, człowiek ma jedno życie, bo nie istnieje żadna reinkarnacja, ale życie to nie kończy się cmentarną ciszą, lecz znajduje swe spełnienie w Bogu. Wedle Ewangelii perspektywą ludzkiego życia jest wieczność, a jego miarą – miłość. Życie doczesne jest ważne, ale właśnie dlatego lepiej w tym życiu cierpieć, a nawet umrzeć, niż się ześwinić. Kościół uczy nas troski o życie od poczęcia do naturalnej śmierci, ale jednocześnie czci bohaterów, którzy potrafili w imię dobra i prawdy poświęcić swą doczesną egzystencję. Z jednej strony odczuwamy ból, bo przecież „śmierć weszła na świat przez zawiść diabła” – jak czytamy w Księdze Mądrości, ale z drugiej strony ta sama księga umacnia w nas nadzieję: „A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga […]. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju”.
Jakie życie jest zmarnowane, a jakie nie? W perspektywie przytoczonego na początku sposobu myślenia, trzeba by uznać, że życie samego Jezusa było zmarnowane. Młody, 33-letni, uzdolniony człowiek umiera na krzyżu, pod którym stoi jego Matka. Kompletna porażka. Zmarnowane życie. A przecież nie musiał być tak radykalny. Mógł porozumieć się ze świątynną arystokracją i w atmosferze dialogu budować lepszą przyszłość. Ale on prowokował, nie umiał się dogadać. Po co mu to było!? Wszak życie jest jedno i trzeba je do końca wykorzystać. W pewnym momencie tak myślał nawet apostoł Piotr. Kiedy Jezus zapowiadał swą śmierć, ten czynił Mistrzowi wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Odpowiedź Jezusa była zdecydowana: „Zejdź mi z oczu szatanie! Jesteś mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki”. Jezus oddał swe życie, ale zmartwychwstał i wstąpił do nieba, gdzie przygotował nam miejsce. Dlatego wiarygodnie brzmią Jego słowa: „Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”. Możemy – jeśli trzeba – umierać, bo wieczność przed nami.
Dariusz Kowalczyk SJ |