W święto Matki Bożej Częstochowskiej, jakby schowane w cieniu niedawnego święta Wniebowzięcia NMP, słucham tego echa. Wraca w kościelnych tablicach, witrażach, wotach, kaplicach. Nie trzeba daleko szukać, zanurzać się w morzu historii i szperać w archiwach. To echo rozbrzmiewa w każdym polskim kościele.
W moim kościele „codziennym”, Najświętszego Zbawiciela w Warszawie, który przez swoje położenie w sercu miasta i na skrzyżowaniu dróg jest bliski nie tylko warszawiakom, jest na to masa przykładów.
Już historia budowy kościoła wpisuje się mocno w historię miasta, któremu przez cały dziewiętnasty wiek rosyjska władza nie pozwalała na nowe świątynie. W bryle kościoła Najświętszego Zbawiciela, wzniesionego „za cara”, zaplanowano więc stylizowaną na Zygmuntowską kaplicę, żeby przypominała warszawiakom królewski Wawel. Już kilka lat później z Jasnej Góry przyjechał tu obraz Matki Bożej Częstochowskiej, żeby budować łączność zniewolonej stolicy z miejscem, gdzie bije nieśmiertelne serce narodu. Obraz przetrwał dwie wojny i doczekał koronacji z rąk papieża Polaka. Wielu uważa tę historię za całkiem zwyczajną, choć tyle w niej niezwykłości. A jeszcze dodam, że przed tym właśnie obrazem generał Józef Haller modlił się o zwycięstwo dla Polski w przeddzień sławetnej Bitwy Warszawskiej.
Jeden z bocznych ołtarzy kościoła opatrzony jest zdaniem: „Ołtarz ten pod wezwaniem świętego Michała Archanioła fundowany w roku wojny europejskiej tysiąc dziewięćset piętnastym przez Bronisława i Michalinę Małżonków Pawłowiczów”. Urzeka mnie ten napis innym, niedostępnym nam, spojrzeniem na historię: „w roku wojny europejskiej tysiąc dziewięćset piętnastym”. To było właśnie sto lat temu. Fundatorzy nie wiedzieli, że wojna potrwa jeszcze kilka lat, będzie wojną światową i przyniesie Polsce niepodległość.
I kolejne miejsce, z kolejną historią: imponująca mosiężna pokrywa na chrzcielnicę, z poruszającym napisem: „dnia dwudziestego siódmego lutego tysiąc dziewięćset dziewiętnastego roku Tadeusz Bernhard – wotum na podziękowanie Bogu za szczęśliwy powrót z Rosji”. Nie umiem przejść obojętnie obok tego napisu i chrzcielnicy, która jest dla mnie wciąż żywym świadkiem historii zarówno swego fundatora, jak i naszego kościoła, bo nie zawsze mogła być tak pięknie wyeksponowana jak teraz. Ale przetrwała.
Nie będę opowiadać o wszystkich tablicach w moim kościele, a jest ich trochę. Namawiam za to, żeby każdy rozejrzał się po swoim kościele i usłyszał, jak wraca w nim echo naszych dziejów.
Barbara Sułek-Kowalska |