26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Jestem świadkiem cudów

Ocena: 5
3746

Dzieją się wielkie rzeczy

Pokazywanie oblicza Boga miłosiernego, łagodnego, bliskiego człowiekowi otwiera ludzi i dodaje im odwagi, żeby mogli stanąć w prawdzie o swoim zagubieniu. Nie trzeba fajerwerków. Wystarczy przypomnieć ludziom, że Bóg jest dobry, że kocha, przebacza, wychodzi ku człowiekowi. A dzieją się cuda.

Przykład? Podczas rekolekcji wielkopostnych głosiłem naukę na temat łagodności Jezusa. Mówiłem, że to On klęka przed człowiekiem, że jest pierwszym, który człowiekowi służy. Wróciłem do zakrystii i miałem trochę niepokoju, może nawet moralnego kaca. Myślałem sobie: „Panie Boże, czy nie przesadzam z tą łagodnością?”. Ale później usiadłem do konfesjonału i przyszedł mężczyzna, który powiedział: „Ostatni raz u spowiedzi byłem miesiąc temu, a tak naprawdę to 10 lat temu. Bo od tylu lat nie miałem odwagi szczerze się wyspowiadać. Dopiero jak ksiądz powiedział, że Pan Bóg jest tak dobry, coś we mnie pękło”. Dla mnie to był znak, że Bóg od razu odpowiedział na moje wątpliwości.

W mojej posłudze bardzo często spotykam kobiety przeżywające traumę związaną z aborcją. Przyszła do mnie pani, która spowiadała się po pięćdziesięciu latach. Z kilkunastu aborcji. To te kobiety mówiły mi, że wcale nie jest wszystko jedno, jakie mamy prawo. Bo one uważały, że skoro prawo na to pozwala, to tak można. „Zmieniajcie to prawo – mówiły – bo przez nie ludzie się gubią.”

Bardzo bliskie są mi słowa papieża Franciszka z książki „Miłosierdzie to imię Boga”, w której przekonuje on, że wielu ludzi traktuje sakrament pokuty jak pralnię: ubrudziłem się, to piorę i odbieram białą sukienkę. A przecież po grzechu zostaje rana. To bardzo mocno widać przy aborcji. Te kobiety często wyznają ten grzech po raz kolejny, a nadal boli. Jedyne, co może pomóc, to kuracja Bożym miłosierdziem. Niemalże do znudzenia przypominam wszystkim o łaskach związanych z Rokiem Jubileuszowym, zwłaszcza z przejściem przez Bramę Miłosierdzia.

Zadziwiła mnie też przestrzeń dotycząca dodatkowych uprawnień, jakie otrzymałem, jeśli chodzi o grzechy zastrzeżone Stolicy Apostolskiej. Wydawało mi się, że skorzystam z nich w czasie mojej posługi może ze dwa razy. Ale w ostatnich dwóch miesiącach takich sytuacji było już około dwudziestu.

 

Zasłuchany klucznik

Przez poprzednie dziesięć lat kapłaństwa miałem może dwie tak mocne spowiedzi. Teraz mam ich kilka dziennie. Te wszystkie historie pokazują mi, jak ogromnym nieszczęściem jest grzech, ale jednocześnie uczą mnie, jak stanąć przed Bogiem w prawdzie. Z jaką gorliwością można do niego wołać: „Uratuj mnie!”.

Papież mówi, że dzisiaj potrzebne jest „apostolstwo uszu”. Gdy się z kimś umawiam, staram się mieć dla niego godzinę, choć czasami i dwie to za mało. Zwłaszcza gdy przychodzi ktoś z historią całego swojego życia. Ale wiem, że mam po prostu być i słuchać. Druga moja funkcja to klucznik. Bardzo często spotykam ludzi, którzy są zamknięci w niewoli grzechów. Żyją jak w klatkach. Pewna kobieta powiedziała: „Proszę księdza, ja tak naprawdę żyję w więzieniu swoich grzechów. Jestem jak trup w grobie”. Mam świadomość, że otrzymałem od Kościoła misję uwalniania ich mocą Jezusa. Przywracania ich do życia.

Mam jeden apel: nie cierp! 
Przyjść do spowiedzi 
to okazać sobie miłosierdzie. 
Pozwolić opatrzyć swoje rany

Ale nie brak ludzi, którzy otworzą się dopiero wtedy, kiedy poczują się przyjęci. Ta posługa uczy mnie łagodności, podchodzenia do ludzkich tragedii na palcach. Bardzo często mam do czynienia z osobami, które od strony duchowej umierają. A kiedy się asystuje przy przywracaniu kogoś do życia, przy operacji na otwartym sercu, to potrzeba ogromnej delikatności i miłości.

Ostatnio ktoś mnie zapytał: „A co z surowością?”. Jeszcze dwa miesiące temu bym pewnie tak nie odpowiedział, ale dzisiaj uważam, że trudno być surowym dla ludzi, którzy tak naprawdę od wielu lat nie znają nic innego niż surowość owoców grzechu i cierpienia, jakiego doświadczają. Gdy patrzę na tych, którzy siedzieli w pułapce grzechu przez tyle lat i przyszli tak niesamowicie poranieni, mam jeden apel: Nie cierp! Przyjść do spowiedzi to okazać sobie miłosierdzie. Pozwolić opatrzyć swoje rany.

Misjonarz miłosierdzia potrzebuje dwóch rzeczy: modlitwy i wsparcia w głoszeniu miłosierdzia. Potrzebuje, żeby inni czuli się jego współpracownikami. Być może ci, którzy teraz to czytają, nie mają potrzeby spotkania z misjonarzem miłosierdzia, ale może znają ludzi, którzy tego potrzebują. Może warto im powiedzieć, że są teraz w Polsce tacy księża, że jest w Kościele taki niezwykły czas… Osoby, które do mnie trafiły mówią, że będą się modlić, by ich małżonek albo dzieci również do mnie przyszły. To jakby wejście w posługę misjonarza miłosierdzia. Można oczywiście mówić, że to tylko moja misja. Ale ja chciałbym zachęcić, żeby wszyscy spróbowali być misjonarzami miłosierdzia w swoim otoczeniu.

***
Ksiądz Robert Wielądek jest autorem komentarzy do niedzielnych Ewangelii drukowanych w tygodniku „Idziemy” przez cały Wielki Post aż do Niedzieli Miłosierdzia. Pod każdym komentarzem podawał swój numer telefonu i mail: 664 766 062 i rwil8@wp.pl.

ks. Robert Wielądek, notowała Sylwia Gawrysiak
fot. arch. ks. Roberta Wielądka

Idziemy nr 16 (550), 17 kwietnia 2016 r.

 

 

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter