Z Guido Gusso, kamerdynerem papieża św. Jana XXIII, rozmawia Grzegorz Górny („W Sieci”).
Był Pan kamerdynerem czterech papieży: Jana XXIII, Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II. Jak to możliwe, że młody 27-letni mężczyzna zostaje bliskim współpracownikiem papieża?
Pochodzę z Caorle, miejscowości położonej nad Morzem Adriatyckim, między Wenecją a Triestem. Mój brat był przyjacielem kamerdynera patriarchy Wenecji Carlo Agostiniego, który zmarł pod koniec 1952 roku. Ten kamerdyner, tak jak moja rodzina, także pochodził z Caorle. 19 marca 1953 roku odbył się w katedrze św. Marka w Wenecji ingres nowego patriarchy Angelo Giuseppe Roncallego. Poszukiwano wtedy kogoś, kto mógłby zostać jego kamerdynerem. Mój brat zadzwonił do mnie z taką propozycją
i 23 marca 1953 roku stawiłem się przed obliczem kardynała Roncallego. Miałem wówczas zaledwie 22 lata. Od razu mnie zatrudnił. Miałem prawo jazdy i oprócz samochodu prowadziłem motorówkę, co w Wenecji było bardzo ważne. Zostałem więc także osobistym kierowcą patriarchy.
Jakie wrażenie wywarł wtedy na Panu przyszły papież?
Wielkie wrażenie zrobiła na mnie otwartość kardynała Roncallego. Często gościł w swoim pałacu w Wenecji biskupów nie tylko katolickich, lecz także prawosławnych, protestanckich czy anglikańskich. Wielu z nich odwiedzało Rzym, co było zrozumiałe, ale później udawali się do Wenecji, gdzie byli gośćmi patriarchy. On ich zapraszał na obiad, dużo dyskutowali. Miał szerokie znajomości na całym świecie. To zrobiło na mnie wrażenie, bo w tamtych czasach kontakty ekumeniczne nie były wcale takie oczywiste. Poza tym był bardzo prostodusznym i dobrym człowiekiem, który zjednywał sobie wszystkich swą życzliwością.
Czytaj dalej w e-wydaniu |
rozmawiał Grzegorz Górny
fot. arch. Guido Gusso
Idziemy nr 32 (464), 10 sierpnia 2014 r.