Wychodzę z założenia, że trzeba pomagać każdemu proszącemu. - mówi s. Waleria Terlecka CSS, koordynatorka punktu charytatywnego w parafii Nawrócenia św. Pawła Apostoła w Warszawie, w rozmowie z Patrykiem Lubryczyńskim
fot. arch. s. Walerii TerleckiejJak wygląda posługa w punkcie charytatywnym przy parafii?
Praca ma wymiar społeczny i socjalny. Pomagamy w szczególności emerytom, rencistom i bezdomnym. Współpracujemy z Caritas diecezji warszawsko-praskiej. W ramach programu „Spiżarnia Caritas” otrzymujemy paczki żywieniowe: mięso, owoce, warzywa, pieczywo. Kooperujemy też z piekarnią „Putka”, od której trzy razy w tygodniu dostajemy zwroty produktów. Przywożą nam wieczorem chleb, bułki, ciasteczka, które rano wydajemy potrzebującym. Z pomocy korzysta stale około stu osób, dary wydajemy w poniedziałki i czwartki przeważnie o godz. 14.00, kolejka ustawia się od rana. Obecnie w pomoc zaangażowanych jest sześcioro wolontariuszy.
Pomoc jest świadczona tylko na miejscu?
Część paczek dostarczamy do mieszkań emerytów i rencistów – są to osoby, którym trudno się poruszać i nie wychodzą z domu. Wolontariusze s. Zuzanny ze Szkoły nr 72 i Skautki Europy dostarczają paczkę pod dany adres.
Czy jest też zaproszenie do modlitwy?
Tak, w dniach wydawania paczek o godz. 12.00 przy figurze Maryi na placu przy świątyni odmawiamy z potrzebującymi różaniec. Większość osób bierze udział w modlitwie, niektórzy potrzebujący proszą o podarowanie różańca. Intencją modlitwy jest pokój w Ukrainie i ustanie epidemii.
Z jakimi postawami spotyka się Siostra w trakcie wydawania paczek?
Z jednej strony jest wielu samotnych emerytów nieśmiało proszących o pomoc, a z drugiej strony są ludzie roszczeniowi oraz osoby, które gromadzą żywność w nadmiarze. Znam z imienia i nazwiska większość potrzebujących, którym udzielamy pomocy.
Zdarza się, że ludzie uniezależniają się od pomocy?
Są przypadki osób, których już nie widzę w kolejce, bo dobrze sobie radzą. Wychodzę z założenia, że trzeba pomagać każdemu proszącemu. Oczywiście, czasami zdarzają się sytuacje, że produkty, które wydajemy, stają się przedmiotem handlu. Nie jesteśmy w stanie ocenić intencji wszystkich zwracających się do nas o pomoc.
W parafii zamieszkują też uchodźcy wojenni...
Impulsem był dla mnie wyjazd z wolontariuszami do przygranicznego Dorohuska. Na miejscu posługę pełniły już siostry z mojego zgromadzenia. Pomoc tam miała wiele wymiarów: przyjmowanie poszczególnych grup uchodźców w celu udzielenia pierwszej pomocy, zapewnienie dalszego transportu, przyjmowanie darów, przepakowywanie, aby konwojami wysyłać je na Ukrainę. To, co zobaczyłam na miejscu, sprawiło, że do dziś nie jestem w stanie o tym spokojnie rozmawiać. Uciekające osoby przez całą dobę przywożono do Pałacu Suchodolskich. Jednej nocy był moment, że nie mieliśmy miejsc noclegowych.
Wtedy zaczęła się pomoc dla nich w parafii św. Pawła Apostoła?
Będąc jeszcze w Dorohusku, kierowaliśmy matki z dziećmi na plebanię do Warszawy. W krótkim czasie dostosowaliśmy pomieszczenia kawiarenki na kuchnię, aby nasi goście sami mogli przygotowywać sobie posiłki. Do uchodźców z czasem zaczęli dojeżdżać kolejni członkowie rodziny.
Łącznie od początku wojny gościliśmy w budynku parafialnym ponad trzydzieści osób. Mogliśmy liczyć na pomoc finansową księdza proboszcza i parafian. W Wielkim Poście trwały zbiórki dla uchodźców, m.in. zgromadziliśmy koce, środki czystości, poduszki, kołdry itp. Część gości przebywała u nas tymczasowo, czekając na transport do znajomych lub rodziny w Europie Zachodniej. Z wolontariuszami pomagaliśmy ustalać dalszą podróż. Większość uchodźców mówiła mi, że chce jak najszybciej wracać do Ukrainy.
Radzi sobie Siostra z barierą językową?
Korzystam z tego, że uczyłam się w szkole języka rosyjskiego. Wiele słów jest podobnych, tyle że po ukraińsku wymawia się je z innym akcentem. W parafii nadal przebywa jedna rodzina, pani Tanja z dwojgiem dzieci. Samodzielnie załatwiła sobie kurs języka polskiego, dostrzegam już widoczne postępy w jej wymowie. Znalazła pracę jako sprzątaczka w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ul. Szaserów w Warszawie.
Zapamiętała Siostra wyjątkowe momenty w parafialnej posłudze uchodźcom?
Przykładowo pani Nadja z córką Bohdaną przyjechały na plebanię z ogromnej hali EXPO w Nadarzynie. Były tam przerażone ilością ludzi. Bohdanka miała alergię i zaczęła chorować. Jeden z księży, który wiedział, że zapewniamy noclegi uchodźcom, zaproponował im przenosiny do nas. Pamiętam także świadectwo starszej pani z Irpienia, która powiedziała, że nic nie ma, bo musiała natychmiast opuścić dom. Otrzymała od nas bieliznę i pomoc w wykupieniu leków. Staraliśmy się, aby wszyscy goście poczuli namiastkę domowej atmosfery.