To oznacza: chcę piłować, chcę grać i dyrygować, mieć dwa konie, być wojskowym i budować bazy. Ta cudowna deklaracja wprowadza mnie nie tyle w osłupienie, bo Leon ma niespełna 4,5 roku, ile w zachwyt i podziw. Nad cudem stworzenia, nad geniuszem ludzkiego umysłu, nad wspaniałą deklaracją i wiarą we wszystkie – jak widać – możliwości i chęć spróbowania wszystkiego, co umysł dziecka mu podsuwa, nad ufnością wobec świata, nad niewyczerpaną wyobraźnią, nad odwagą i wewnętrzną siłą małego człowieka. To jest dopiero demonstracja Bożej kreacji!
Niczym Leon piłę, odłożę dzisiaj na godzinę wszystkie ciężkie światowe i krajowe sprawy – choć nie piszę o nich na co dzień, to przecież w dziennikarskim życiu są wciąż obecne – i zajmę się tym, co w życiu najważniejsze. Nie panoszącą się wokół gejozą (to mój neologizm na wszechobecną w życiu społecznym tendencję, która wszelki sprzeciw wobec lansowanych wzorców homoseksualnych spycha na pozycje wrogości i agresji), nie szaleństwem in vitro, zagrażającym produkcją „nowego wspaniałego człowieka” (skąd my to znamy?), nie rzezią chrześcijan na Bliskim Wschodzie, nie knowaniami niemieckich biskupów o konieczności przedefiniowania małżeństwa, nie agresją mainstreamu i tak dalej. Wiadomości nie brakuje.
A przecież żyjemy. W tym pięknym miesiącu, który się przed nami otwiera, tyle jest cudowności. Już zaraz mamy Boże Ciało z jego niezwykłym przesłaniem obecności Pana Jezusa, jak w starej, pięknej pieśni: „zróbcie Mu miejsce, Pan idzie nieba”. Spotkamy się na procesji? Podziękujemy Bogu za Jego niewiarygodne dary – dla nas Polaków na przykład pontyfikat Jana Pawła II i jego królewskie wielokrotne odwiedziny w naszym kraju – zesłane nam bez żadnych zasług, i to już za naszego życia tu, na ziemi. Bez żadnych zasług z naszej strony dostaliśmy tak niesłychane możliwości, o jakich się przez tysiąc lat naszym przodkom nie śniło. Jak się za to odwdzięczyliśmy Panu Bogu?
A nasze prywatne cuda? Czerwiec to tradycyjnie miesiąc ślubów, więc ileż par musi mieć w tym miesiącu ich rocznice: co za okazja do radości i wdzięczności. Ale trzeba ją wyrazić! Żeby tylko chciało nam się chcieć. A za dzielne wnuki, których coraz więcej, i ich odważnych rodziców dziękujemy? Za cierpliwych księży, których tylu ma złote i srebrne rocznice?
Nasza Marysia nie bała się przepłynąć 200 metrów i skakać do wody, żeby w przeddzień swoich ósmych urodzin zrobić kartę pływacką. A czego my się nie boimy? Jakich wyzwań i jakich zadań?
W czym spoczywa ufność nasza? A może już jej nam brak, może sądzimy, że tylko na własne siły możemy liczyć? Nie chcemy jak Leonek wszystkiego, bo nie starcza nam wiary, że to możliwe?
Barbara Sułek-Kowalska |