Na ekranach kin pojawił się film o Elvisie Presleyu, który ma szansę stać się międzynarodowym przebojem. Nasuwa się pytanie, czy tak będzie u nas…
fot. materiały dystrybutoraW Polsce popularność Presleya nie była tak wielka jak w Ameryce. Wprawdzie piosenki Króla (tak nazywano pieśniarza) były w PRL często nadawane przez Polskie Radio – dziś także mają swoich fanów – ale w naszym kraju odbiór kariery Elvisa daleki był od obłędu takiego jak w USA, gdzie Elvis był kultową supergwiazdą. I tak jest do dziś. Do tego stopnia, że wielu Amerykanów wierzy, że Elvis wciąż żyje.
Australijski reżyser Baz Luhrmann, autor kilku przebojowych utworów muzycznych i historycznych (m.in. „Moulin Rouge”, „Wielki Gatsby”), zrealizował „Elvisa” w poetyce atrakcyjnego dzieła biograficznego – zapisu kariery gwiazdora i występów Presleya od młodości do przedwczesnej śmierci.
Ten rozśpiewany i roztańczony film nie wydaje się jednak prostą laurką ku czci Elvisa. Gwiazdor, uznany za symbol rewolucji obyczajowej lat 50. i 60. XX w., został tu ukazany jako osoba mało samodzielna, uzależniona od rodziców – zaborczej, przedwcześnie zmarłej matki i prymitywnego ojca, który długo nieudolnie zarządzał fundacją syna. Przede wszystkim jednak reżyser utworu przekonuje, że złym duchem Presleya był jego menedżer, pułkownik Tom Parker, naturalizowany w Ameryce imigrant z Holandii, który jest narratorem filmu.
Przewrotność reżysera obrazu polega na tym, że oczami tego czarnego charakteru patrzymy na karierę Elvisa. I tu zaczynają się schody… Twórcy każą nam wierzyć, że Parker był wcielonym złem, na ekranie oglądamy bowiem, jak bezwzględnie sterował karierą gwiazdora, mając na uwadze tylko własny interes finansowy, a także, co ważniejsze, przyczyniają się do uzależnienia go od leków, alkoholu i narkotyków, a w konsekwencji do przedwczesnej śmierci.
Tyle tylko, że taki obraz nie bardzo zgadza się z innymi biografiami Presleya, w których poznajemy nieco odmienny charakter działań Parkera. Nie negując uzależnienia pułkownika od hazardu ani jego osobistej chciwości, nie sposób jednak podważyć faktu, że w połowie lat 50. XX w. poznał się on na wielkim talencie młodego piosenkarza, a później wielokrotnie ratował go z opresji.
Nie wydaje się także, że przez cały okres kariery pieśniarz był człowiekiem pozbawionym wolnej woli. Fenomenalna popularność Elvisa Presleya i jego dramatyczne życie prywatne były więc prawdziwym wyzwaniem dla Parkera. Nigdy się zapewne nie dowiemy, jak mogłaby się potoczyć kariera Elvisa, gdyby nie było mętnej, ale sprytnej postaci pułkownika. W każdym razie karykaturalny obraz Parkera, granego przez Toma Hanksa, wydaje się w filmie Luhrmanna mocno dyskusyjny.
„Elvis”, USA; 2022; reżyseria: Baz Luhrmann, aktorzy: Austin Butler, Tom Hanks, Olivia DeJonge i inni; dystrybucja: Warner Bros. Poland