Próbowanie nowego roweru w kwietniowym zmierzchu, pod okiem taty i nawet dziadka, jest chyba jedną z największych przyjemności dziecięcego – bo nie tylko chłopięcego – życia. Dla babci, twórczo i radośnie zmęczonej całodzienną promocją tygodnika na Targach Książki Katolickiej, była to przyjemność nadzwyczajna. Przy okazji: bardzo, bardzo dziękuję Wszystkim Czytelnikom, którzy przychodzili do naszego stoiska i razem z nami cieszyli się z „Idziemy”. Targi Książki to co roku wielka radość, bo przecież spotykamy się też z wydawcami książek, które potem przez cały rok prezentujemy na naszych łamach. Z satysfakcją opowiadałam im o tym, jak moje wnuki czytają wydawane przez nie książki, jaką furorę zrobiła „Mysz Bogumił” albo „Historia niesłychana Benedykta i Jana”. A pod wieczór miałam jeszcze radość rowerową. No i to Bullerbyn!
Nie ukrywam, że jestem niebywale dumna ze Stasia i Marysi – a powoli dołącza do nich dwulatek Leon, który już zna mieszkańców zagrody Północnej, zagrody Środkowej i zagrody Południowej oraz psa Svippa – że są tak bywali w literackim świecie. Że znają wyjątkowego Misia Wojtka z Armii Andersa i klasycznego Kota w Butach. Opowiedzą losy Arki Noego i wyliczą plagi egipskie. Minionego lata i jesieni mieli na dobranoc historię atrakcyjnie podaną w książce „Kocham Polskę”; mimo rekomendacji wydawcy, że to „dla dzieci w wieku 10-12 lat” pięcioletnia Marysia chłonęła wszystko jak należy.
Trzy lata temu, w ankiecie jezuickiego „Przeglądu Powszechnego” o roli literatury pięknej w naszym życiu pisałam właśnie o Stasiu i Marysi. Pamiętam do dziś niemal metafizyczną radość, kiedy trzyletnia Marysia stwierdziła ze zdumieniem podczas „wyprawy” do Bullerbyn, że babcia też zna te dzieci. A Staś z wyższością starszego brata uznał, że „chyba wszyscy je znają”.
„Dzieci z Bullerbyn” czytałam jako dziecko wiele razy, zwłaszcza wtedy – z czego wówczas nie zdawałam sobie sprawy – kiedy potrzebowałam pociechy. Potem czytałam naszym dzieciom, teraz wnukom. Nigdy mi się nie znudziły. Bo taka jest właśnie literatura piękna. Zawsze ważna.
Nie daje naszym ulubieńcom twarzy, nie daje ciała i kości. Literatura wymaga od nas uruchomienia wyobraźni. Ba! Najpierw pracowicie ją kształtuje, urabia, rozwija na całe życie. Za to literaturę – piękną – stawiam na pierwszym miejscu! Za to, że daje bezmiar pozytywnych bodźców, zachęca i zmusza do wysiłku. I za to, że łączy. Na Targach Książki widać to gołym okiem i zapewne dlatego tak je lubię.
Barbara Sułek-Kowalska |