Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny uznał wyższość niemieckiej konstytucji nad prawem unijnym. Czy Unia udzieli za to Niemcom reprymendy?
Polskie elity usiłują wbić do głowy zwykłym obywatelom, że wraz z wejściem do UE wyzbyliśmy się niepodległości, a w szczególności, że nasz rodzimy porządek prawny został podporządkowany prawu i sądom unijnym. Tymczasem 5 maja, czyli niemal dokładnie w 70. rocznicę deklaracji ówczesnego francuskiego ministra spraw zagranicznych Roberta Schumana, która dała początek francusko-niemieckiej współpracy i zrodziła Europejską Wspólnotę Węgla i Stali, niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe (Bundesverfassungsgericht, w skrócie BVerfG) orzekł, że zastosowana przez Europejski Bank Centralny polityka tzw. luzowania ilościowego (ang. quantitative easing, w skrócie QE) może gwałcić niemiecką konstytucję. Tym samym BVerfG uznał wyższość niemieckiej konstytucji nad prawem unijnym.
W mediach głównego nurtu orzeczenie to zostało szybko przedstawione jako radykalne odejście od zasad i norm dotychczas obowiązujących w UE. Nic bardziej błędnego; BVerfG od lat utrzymuje i jasno mówi w rozlicznych orzeczeniach, że niemiecka konstytucja ma wyższość nad prawem unijnym. W przeszłości takie samo stanowisko wyrażały Trybunały Konstytucyjne np. we Włoszech i w Hiszpanii, a także w Polsce!
TAK CZY NIE?
W UE panuje, jak to się elegancko określa, „deficyt demokracji”: rządzą przez nikogo niewybrani eurokraci, wpływ zaś obywateli na przebieg wydarzeń jest nikły. Ogromny rozdźwięk pomiędzy zdaniem przeciętnego obywatela a zdaniem elit uwidocznia się w całej rozciągłości, gdy się dopuści do głosu tego pierwszego.
W 2004 r. traktat konstytucyjny UE został podpisany przez rządy wszystkich członków, ale w niektórych krajach jego ratyfikacja musiała być zatwierdzona w drodze referendum. Było tak np. we Francji – jeśli wierzyć ekspertom, kraju zamieszkałym przez niezwykle subtelnych i intelektualnie wyrafinowanych ludzi. W referendum wzięło udział prawie 70 proc. Francuzów i, wbrew jednolitemu stanowisku niemal całej elity, 54,4 proc. z nich powiedziało unijnej konstytucji „nie”, a 45,1 proc. – „tak”. Kilka dni później miało miejsce podobne wydarzenie w Niderlandach i tam klęska zwolenników całkowitej integracji była jeszcze bardziej dotkliwa: 61,6 proc. głosowało na „nie”. Z tych powodów traktat konstytucyjny nigdy nie został ratyfikowany i nie wszedł w życie.
Gdyby traktat konstytucyjny został zatwierdzony, to wówczas, owszem, na mocy artykułu I-6 prawo unijne byłoby nadrzędne w stosunku do konstytucji krajowych – ale tak się nie stało. Natomiast traktat lizboński, który w pewnym stopniu zastąpił traktat konstytucyjny, takich kompetencji UE i TSUE nie nadał.
KONSEKWENTNY TRYBUNAŁ
Stąd też BVerfG konsekwentnie traktuje UE nie jako jednolite państwo, ale jako „związek państw”, w którym państwa członkowskie są nadal „panami traktatów”. Zdaniem niemieckiego TK Unia nie ma tzw. „kompetencji kompetencji”, zatem organizmowi temu można przekazać tylko jurysdykcję w sprawach drugorzędnych, ale nie w tych, które są zagwarantowane w niemieckiej konstytucji.
Wypada podkreślić, że cały czas mówimy o konstytucji, czyli ustawie zasadniczej. W Polsce, jak głosi Konstytucja RP (art. 8.1), jest ta ustawa „najwyższym prawem”. Co innego zwykła ustawa, która jest prawem niższego rzędu.
Supremację Konstytucji RP nad prawem unijnym potwierdził rodzimy Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 24 listopada 2010 r., pisząc, że „konstytucja [RP] ma pierwszeństwo wobec wszystkich innych aktów prawnych, w tym także prawa unijnego”. Był to wyrok wydany po ratyfikowaniu przez Polskę traktatu lizbońskiego i w odpowiedzi na pytania, jakie w wyniku tego faktu się zrodziły. Wszyscy zatem, którzy głoszą nadrzędność prawa unijnego nad polską konstytucją, mijają się prawdą.
KOLIZJA Z TSUE
Wyrok BVerfG z 5 maja zrobił piorunujące wrażenie w UE i w świecie nie dlatego, że Trybunał ten po raz kolejny podkreślił nadrzędność niemieckiej konstytucji nad prawem unijnym, ale dlatego, że po raz pierwszy niemiecki TK wszedł w kolizję z TSUE. Ten europejski trybunał już w grudniu 2018 r. uznał stosowanie „luzowania ilościowego” przez Europejski Bank Centralny za w pełni zgodne z unijnym prawem.
Wbrew temu, co można przeczytać w wielu artykułach prasowych, wyrok BVerfG nie dotyczył bezpośrednio EBC, ale tylko niemieckiego banku centralnego, Bundesbanku, który jest członkiem EBC. Zatem niemiecki TK nie zaprzeczył bezpośrednio orzeczeniu TSUE. Niemniej Bundesbank jest najważniejszym elementem EBC i bez jego udziału „luzowanie ilościowe” w strefie euro będzie utrudnione. Oczywiście wyrok BVerfG stanowi niezwykle istotny precedens i punkt odniesienia dla Trybunałów Konstytucyjnych w całej UE – podważa wieloletnią narrację, że prawo unijne jest nadrzędne w stosunku do konstytucji krajowych.