Paktowanie z krajami islamu, prowadzenie biznesu z reżimami totalitarnymi, wspieranie dyktatorów różnej maści, uśmiechy przed kamerami na szczytach i zjazdach możnych tego świata – ilość takich działań jest niemal wprost proporcjonalna do rosnącej liczby przypadków łamania praw człowieka w krajach prześladowań. Chiny wiodą prym, jeśli chodzi o zasięg i moc tego prześladowania, a jednocześnie są traktowane niezwykle pobłażliwie przez „cywilizowane” demokracje. Zachód przymyka oko na obozy karne, obozy reedukacyjne (czytaj: koncentracyjne), długoletnie więzienia dla biskupów, księży i świeckich z Kościoła podziemnego, wymyślne tortury, politykę jednego dziecka, przymusowe sterylizacje kobiet i aborcje (nawet w dziewiątym miesiącu nienarodzony może stracić tu życie), w końcu aresztowania, niszczenie kościołów, wdzieranie się do prywatnych mieszkań, przerywanie nabożeństw oraz Mszy św., podważanie autorytetu Ojca Świętego w mediach państwowych, prowokacje i atakowanie katolików w prasie, radiu i telewizji reżimu. To wszystko składa się na codzienność dynamicznie rozwijającej się, o dziwo, wspólnoty katolickiej w Chińskiej Republice Ludowej.
Nikt, zupełnie nikt nie uniknie nękania przez reżim totalitarny. Co gorsza, media na Zachodzie pozostają w pakcie z komunistycznymi prześladowcami. Jak inaczej wyjaśnić zmowę milczenia, gdy w jednej tylko prowincji chińskiej Zhejiang komunistyczni urzędnicy i siepacze bezkarnie dokonali profanacji katolickich kościołów – bez żadnego problemu i konsekwencji na arenie międzynarodowej, zaczynając od ONZ. Jak mogli plądrować i burzyć świątynie, a krzyże i figury świętych zrzucać z dachów na ziemię bez żadnej reakcji wolnego świata? W ubiegłym roku tylko w tej jednej prowincji zniszczono 426 kościołów, najwięcej w mieście Wenzhou, które z powodu znacznej społeczności chrześcijańskiej nazywane jest Jerozolimą Wschodu. Kiedy oglądam filmy z tych wydarzeń, mam nieodparte wrażenie, że oto na naszych oczach Lenin i Mao tryumfują. Każdy, kto ma dziś dostęp do Internetu, może wpisać w wyszukiwarkę nazwę prowincji Zhejiang i słowo „church” (kościół) – i zobaczyć barbarzyństwo chińskich komunistów.
Ale to tylko pozór zwycięstwa. Terror komunistów to wynik strachu przed zmierzchem ich tyranii. Przemoc i zło tylko pozornie tryumfują, ponieważ leninowsko-stalinowska doktryna wprawdzie mocno uderza w wiernych, ale oni heroicznie bronią swoich kościołów. Bici, maltretowani, nękani, aresztowani stoją wiernie przy swoich kapłanach i liderach wspólnot, otaczają żywym łańcuchem swoje kościoły. Są wystawiani na próbę wiary i wychodzą z niej zwycięsko. Rozbijane o ziemię krzyże i figury świętych to coś więcej niż niszczenie przedmiotów materialnych. To uderzenie w tożsamość katolicką jako taką. To uderzenie ich integruje. Przy okazji to uderzenie skierowane jest także w nas, katolików z Polski. Warto o tym pamiętać, a także przypominać władzom naszej ojczyzny, która przez długie dekady poddana była zniewoleniu moskiewskiego systemu komunistycznego. Czy warto paktować dzisiaj z tym złem wcielonym w postaci Komunistycznej Partii Chin? Czy się godzi?
Dlaczego nikogo nie obeszła ta fala niszczenia świątyń chrześcijańskich? Za to media mainstreamowe zajęły się w lipcu ubiegłego roku tajemniczą sprawą zabarwienia chińskich rzek na czerwono. O tej ciekawostce było stosunkowo głośno. A dodam od razu, że oba wspomniane zjawiska miały miejsce w tej samej prowincji Zhejiang. Czerwone jak krew rzeki i pół tysiąca zniszczonych kościołów. W pierwszym przypadku zainteresowanie mediów było ogromne, w drugim znikome, wręcz przykryte zmową milczenia. Ale jeżeli nie zareaguje człowiek Zachodu ze swoim słabym poczuciem więzi z prześladowanymi chrześcijanami, to zareaguje przyroda. Nadejdzie taki dzień jak za czasów faraona, który miał twarde serce dla narodu wybranego i został dotknięty plagą Bożą. Tak i Komunistyczna Partia Chin doświadczy swego kresu i podzieli los wszystkich systemów cywilizacji zła. Zniknie i śladu po niej nie zostanie. Cicha kontrrewolucja rozpoczęła się już dawno w szlachetnych i odważnych sercach katolików.
Tomasz Korczyński |