26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Polska posmoleńska

Ocena: 0
1979
Czas, by do polskiej polityki naprawdę wróciły zasady racji stanu, by Polska znów potrafiła organizować solidarność Europy Środkowej i wymagać tej solidarności od krajów Zachodu – mówi były marszałek Sejmu Marek Jurek
Z Markiem Jurkiem, byłym marszałkiem Sejmu RP i liderem Prawicy Rzeczpospolitej, rozmawia Radek Molenda


Czy po czterech latach od katastrofy smoleńskiej jesteśmy tym samym narodem, co wtedy?


Cztery lata temu przeżyliśmy niezwykły moment wspólnoty w żałobie i największej od lat identyfikacji Polaków z własnym państwem. Setki tysięcy ludzi, które na Krakowskim Przedmieściu żegnało prezydenta Lecha Kaczyńskiego, składało hołd przywódcom Rzeczypospolitej jako przywódcom narodu, jako naszym przywódcom. Kolejne pogrzeby stanowiły dramatyczne narodowe rekolekcje, memento mori od Boga, przypominające, że politykę i życie należy traktować poważnie, bo w każdej chwili możemy stanąć na Sądzie. Bronisław Wildstein napisał w „Ukrytym”, że w czasie tej tragedii ujawnił się ogromny duchowy kapitał Polski. Niestety, po tych czterech latach trzeba stwierdzić, że w znacznym stopniu został strwoniony.


Kto tej szansy nie wykorzystał?


Przede wszystkim rząd uciekł od jakiejkolwiek autorefleksji. A przecież to rząd dopuścił do zlekceważenia (również technicznego) przez stronę rosyjską lotu Prezydenta do Katynia. Wcześniej premier Tusk, lekceważąc pamięć i solidarność narodową, wprowadził do polskiej kampanii wyborczej Putina, pozwalając mu występować w roli gospodarza uroczystości katyńskich i demonstrować, że to rząd Tuska – w przeciwieństwie do Prezydenta – buduje dobre stosunki z Rosją. Do państwowej nielojalności doszło więc okłamywanie opinii publicznej – bo źródłem powracających napięć w relacjach z Rosją jest neosowiecki charakter rosyjskiej polityki, a nie polscy politycy mający odwagę o tym mówić.

Po drugie, rząd podjął fatalne decyzje w sprawie śledztwa. Zrezygnował z odwołania się do konwencji wojskowej dotyczącej katastrof lotniczych, która dawała Polsce prawo do kierowania śledztwem w tej sprawie. W swoim pierwszym przemówieniu sejmowym po katastrofie premier mówił, że powinniśmy ufać Rosji, bo domaganie się polskiego nadzoru nad śledztwem to wznawianie zimnej wojny w Europie. Dziś, w dobie agresji na Krym, nawet on by tego drugi raz nie powtórzył.

Wreszcie, po trzecie, premier Tusk bardzo słabo zareagował na zniesławiający Polskę raport Anodiny. I ani przez chwilę nie myślał, że w sytuacji takiego dramatu najwłaściwsze byłoby powołanie ponadpartyjnego rządu zaufania społecznego.

I ten wielki zryw solidarności ogólnonarodowej gdzieś uleciał?

Komentując ideę rządu zaufania, zwolennicy premiera pytali: dlaczego mielibyśmy oddawać władzę? A przecież władza to nie własność, tylko misja! Właśnie katastrofa powinna była wszystkim uświadomić moralną odpowiedzialność władzy, którą sprawuje się krócej, niż trwa – i tak krótkie – ludzkie życie. Tymczasem zmiana kształtu rządu byłaby aktem najbardziej państwowym, tak jak powołanie pierwszego rządu Sikorskiego po zabójstwie prezydenta Narutowicza albo rządu prezydenta Doumergue’a po masakrze paryskiej w lutym 1934 roku. Właśnie taki rząd był potrzebny na czas kampanii prezydenckiej po śmierci Lecha Kaczyńskiego i na czas walki o polskie śledztwo w sprawie katastrofy. Rząd stracił może ostatnią szansę, by pokazać, jak w sporze politycznym można zachować elementarną solidarność.


Jak więc, jako społeczeństwo, patrząc z kilkuletniej perspektywy, wyszliśmy z tej katastrofy?


Na pewno katastrofa ujawniła wielki głód prawdy w dużej części społeczeństwa. A także potrzebę pamięci o ofiarach. Te wartości pozostały.


Jak z tej perspektywy wygląda obecna sytuacja geopolityczna Polski?

Po 10 kwietnia 2010 roku Fiodor Łukjanow, jeden z najbardziej wpływowych teoretyków polityki rosyjskiej, powiedział, że Polska to kraj niezwykle ważny dla Rosji, ponieważ może wpływać na kształt jej stosunków z Niemcami i Francją. A Rosja chciałaby mieć w Polsce rząd, który im w tych stosunkach nie przeszkadza. I Łukjanow przyznał, że prezydent Kaczyński doskonale zdawał sobie sprawę z tego znaczenia Polski. Ze świadomością, że nasz kraj ma ograniczone siły, Prezydent budował solidarność Europy Środkowo-Wschodniej. W pełni stało się to widoczne w czasie najazdu rosyjskiego na Gruzję, podczas wspólnego lotu do Tbilisi prezydentów Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii. Siłą polityki prezydenta Kaczyńskiego były wymagania, które stawiał Zachodowi. Chciał, żeby Polska była miejscem, gdzie w istotnym stopniu definiuje się politykę Zachodu wobec spraw wschodniej Europy. Jego śmierć tragicznie przerwała tę politykę. A dziś skutki bezczynności i niezdecydowania Zachodu widzimy na Krymie. Premier Tusk zmienił retorykę, nie mówi już o „głównym nurcie”, ale o „falandze europejskiej”. To w gruncie rzeczy ta sama koncepcja ograniczania roli Polski, tylko że wyrażona militarnym językiem. To czas, by do polskiej polityki naprawdę wróciły zasady racji stanu, by Polska znów potrafiła organizować solidarność Europy Środkowej i wymagać tej solidarności od krajów Zachodu.


rozmawiał Radek Molenda
fot. Radek Molenda/Idziemy
Idziemy nr 14 (446), 6 kwietnia 2014 r.



PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter