Oni przyjmą i oni wychowają. Oni oboje, żona i mąż. Jej macierzyństwo będzie owocem ich małżeństwa. Ich rodzicielstwo będzie owocem jej macierzyństwa.
Naprawdę, nie miałam zamiaru pisać felietonu na Dzień Ojca, ale wychodzi na to, że muszę upomnieć się o ich – ojców – prawa. O ich obecność w dyskusji o opóźnianym macierzyństwie, sprowokowanej przez szlachetną w zamierzeniach akcję „nie odkładaj macierzyństwa na potem”. Spot pokazuje smutną – uczucie wyraźnie odbija się na urodzie modelki – młodą wciąż kobietę, która uświadamia sobie, że zwiedziła już pół świata, zrobiła karierę, kupiła mieszkanie i wyremontowała dom, ale… nie zdążyła zostać mamą. Ona, ona, ona.
Z kim miała zostać mamą? Z kim ma nie odkładać macierzyństwa na później? Gdzie jest ojciec tego dziecka, którego nie ma? W wystylizowanej przestrzeni, w której porusza się bohaterka spotu, nie widać ani jej męża, ani nawet miejsca dla niego, bo przy stoliku stoi tylko jeden fotel.
Czy aby na pewno twórcy spotu i nadawcy akcji wszystko mieli przemyślane? Za często wyrażałam, także na naszych łamach, obawy o skutki nie tak rzadkiej decyzji o świadomie samotnym macierzyństwie – hasłowo wyrażanej skrótem „zrobię sobie dziecko” i podtrzymywanej nawet przez żądnych wnuka przyszłych dziadków takiego dziecka – żebym teraz nie zabrała głosu. W roku wzmożonej dyskusji o rodzinie, przed poświęconym jej synodem zwłaszcza.
Czy nadawcom spotu chodziło tylko o poprawę wskaźników demograficznych? Raczej nie, bo zrobili i przedstawili badania na temat antykoncepcji. Ale przecież w małżeństwie też jest to sprawa, która dotyczy obojga małżonków!
Wcale nie jestem zadowolona, że muszę skrytykować spot o opóźnianym macierzyństwie. Intencje nadawców były przecież jak najlepsze, zresztą, wyłożyli je nawet w wywiadzie dla naszego tygodnika. Ale chyba o czymś – a i o kimś – zapomnieli. I nie jest to błahostka, niestety.
Barbara Sułek-Kowalska |