Dobrzy bracia
Przez lata łódzcy bonifratrzy znani byli z ziół. Apteka ziołolecznicza mieszcząca się przy konwencie cieszyła się powodzeniem nie tylko w Łodzi, ale w prawie całej Polsce. Cień na tę działalność rzucał jednak, dosłownie, budynek pobliskiego szpitala im. Brudzińskiego. Przed wojną był tam bonifraterski szpital św. Jana Bożego, zabrany przez Niemców w czasie okupacji i nie zwrócony przez komunistów po jej zakończeniu. Cień zniknął, gdy w 1999 r. władze Łodzi zdecydowały się na zwrot szpitala. Historia zatoczyła koło – 1 stycznia 2000 r. szpital wrócił do prawowitych właścicieli i pierwotnej nazwy.– Przez te lata pamiętaliśmy o naszej głównej misji: „Miłość zwycięża cierpienie”. Ludzie spotykają się tutaj z charyzmatem i jakością usług, które działają na nich bardzo pozytywnie. Dzięki temu nasza praca cieszy się coraz większym zainteresowaniem – mówi brat Franciszek Salezy Chmiel, przeor łódzkiego konwentu bonifratrów. Jemu właśnie przypadła w udziale misja wznowienia działalności szpitala, a teraz, po latach pobytu w innych miejscach, m.in. w Nazarecie, podjął ją ponownie. – Przede wszystkim odpowiadamy na potrzeby ludzi, którzy mieszkają wokół – deklaruje brat Chmiel.
Jedną z takich potrzeb w starzejącej się Łodzi był oddział opieki paliatywnej. Powstał zaraz po powrocie szpitala w ręce „dobrych braci”, bo tak się przecież tłumaczy nazwa zakonu. – Trafiają tutaj nieuleczalnie chorzy. Staramy się uśmierzyć ich ból fizyczny, wspomóc duchowo. Pod naszą opieką są także członkowie ich rodzin – zapewnia przeor łódzkich bonifratrów.
Jaki powinien być oddział, gdzie człowiekowi pomaga się dobrze umierać? – Nie może to być miejsce ponure i szare. Pacjentowi trzeba umożliwić umieranie z poszanowaniem jego godności, być z nim w ciągłym kontakcie. Trzeba dać szansę na kontakt z kapelanem i bliskimi – tłumaczy Błażej Kmieciak, bioetyk z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
– Personel oddziału nie pozwala pacjentom na umieranie w samotności. Zawsze obok jest lekarz, zakonnik albo pielęgniarka z różańcem w dłoni – mówi Ewa Strzelczyk-Utz, lekarka.
– Moja siostra dwukrotnie leżała na paliatywnym. Opieka jest piękna, można rzec – wspaniała. Kłaniam się personelowi i za wszystko serdecznie dziękuję – deklaruje Ela Pozorska ze wspólnoty modlitewnej „Mocni w Duchu”.
Maria Lesiak pracuje na oddziale opieki paliatywnej od dwunastu lat. Jest pielęgniarką. Wcześniej przez pięć lat pracowała w hospicjum domowym. – Dla mnie jest to spotkanie z Panem Jezusem w cierpiącym człowieku – deklaruje. – Pielęgniarstwo może mieć wymiar bardzo techniczny czy manualny, natomiast na naszym oddziale koncentrujemy się na podejściu holistycznym, fizyczno-psychiczno-duchowym – dodaje. Wcześniej miała problem z obcowaniem ze śmiercią. W szpitalu bonifratrów nie tyle się z nią oswoiła, ile odczuła ją jako błogosławieństwo – bywa bowiem świadkiem pięknych odejść. – Umierał w naszym szpitalu proboszcz dużej parafii. Bardzo dzielnie znosił silne dolegliwości, przyjmował je z wielką pogodą ducha – wspomina. Najbardziej utkwiła jej w pamięci czterdziestoletnia kobieta, której córka była w zaawansowanej ciąży. – Siedziała obok mamy i dziergała na szydełku śpioszki dla maluszka. Jej mama umarła w ciszy, zwrócona w stronę córki, uśmiechnięta – opowiada pani Maria.
Żywy Chrystus
Dwa i pół roku pracuje w bonifraterskim szpitalu siostra Sancja, sercanka. Jest pielęgniarką na oddziale chorób wewnętrznych. – Wykonuję nie tylko czynności medyczne, ale też często rozmawiam z pacjentami o Ewangelii, Panu Bogu i Kościele. To i służba pielęgniarska, i służba duchowa – mówi.Praca w szpitalu była jej marzeniem, które przełożone szybko pozwoliły zrealizować. Wcześniej skończyła pielęgniarstwo na Collegium Medicum w Krakowie. – Pierwszego dnia czułam się bardzo niepewnie. Gdy wchodziłam na oddział, obawiałam się, czy podołam, czy się odnajdę. Na szczęście koleżanki od razu mi pomogły i obawy odeszły – wspomina swoje początki w szpitalu.
Czy katolicki charakter placówki ma jakieś znaczenie? – Wielu pacjentów w ogóle nie jest świadomych, do jakiego szpitala trafia. Nie wiedzą, że jest tutaj modlitwa i Msza Święta. Wybierają ten szpital, bo słyszeli, że panuje w nim dobra atmosfera – mówi sercanka.
A tę, jej zdaniem, tworzą pracownicy, ale też obecność Najświętszego Sakramentu. – Tego nie da się dotknąć czy zmierzyć. I chociaż nie wszyscy się modlą, to właśnie żywy Chrystus nadaje kształt naszej pracy – podkreśla siostra Sancja.