29 kwietnia
poniedziałek
Rity, Katarzyny, Boguslawa
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Opowieści lizbońskie

Ocena: 4.9
942

Nie stój biernie, kiedy możesz pomóc bliźniemu. Nawet kiedy jesteś w obcym mieście, możesz zmieniać świat – przekonuje Hunter Halder, Amerykanin, dzięki któremu tysiące ubogich codziennie otrzymują ciepły posiłek.

fot. Marcin Zatyka

Miguel Monteiro (drugi od lewej) na przedświątecznym kiermaszu w Lizbonie

Przełom listopada i grudnia upłynął Miguelowi Monteiro z Lizbony na sprzedaży bożonarodzeniowych upominków. Uzyskaną znaczną sumę przekaże innym, choć sam jest potrzebujący. Miguel nie widzi, nie chodzi, nie czuje od piersi w dół. Zanim po dziewięciu latach od wypadku odzyskał głos, kontaktował się ze światem jedynie dzięki słuchowi, ruchami głową. Dziś motywuje innych do życia.

 


O KROK OD NIEBA

Lipcowe popołudnie 1998 r. Na jednej z plaż pod Lizboną dwaj studenci przygotowują się do wyścigu z dziećmi na barana. Nie wiedzą, że ktoś zostawił w piachu dużą dziurę, skrzętnie zamaskowaną. Miguel nie tylko jej nie zauważy, ale też nie zobaczy już niczego więcej. Po urazie kręgosłupa straci wzrok i dozna paraliżu wszystkich kończyn. – Nie pamiętam tamtego zdarzenia – mówi lizbończyk. Dodaje, że upadek na plaży był tylko wstępem do koszmaru, jakiego doświadczył po błędach lekarzy oraz trzech przebytych po wypadku zawałach serca. – Cud, że żyję – podkreśla. – Osoby po takich przejściach jak ja zazwyczaj umierają. Myślę sobie: Panie Boże, skoro zostawiłeś mnie przy życiu, to pewnie miałeś w tym jakiś cel.

Sam regularnie stawia sobie cele. Pierwszym po odzyskaniu głosu, po długiej i specjalistycznej terapii na Kubie, było dokończenie studiów. Wrócił na macierzystą uczelnię, do Wyższego Instytutu Ekonomii i Zarządzania w Lizbonie. Kiedy w 2011 r. pojawił się tam na wózku, patrzono na niego z niedowierzaniem. Szybko jednak pokazał, na co go stać. W ciągu pięciu miesięcy zdał dwa trudne egzaminy końcowe. Dzięki rewelacyjnym wynikom sprzed wypadku zapewniło mu to tytuł najlepszego studenta roku na uczelni. – Po wypadku nie mogłem już studiować jak poprzednio: pójść po książkę, wziąć ją do ręki, samodzielnie ją przeczytać. Musiałem nauczyć się uczyć, opracować skuteczną metodę zapamiętywania ze słuchu, a przede wszystkim prosić innych o pomoc – wspomina.

Materiał, który trzeba było przyswoić, Miguel rozdzielił między członków rodziny i przyjaciół. Z każdym umawiał się kilka razy w tygodniu. Zapamiętywał, co czytali z kodeksów i podręczników. Najtrudniejsze było przyswojenie kilkuset przepisów prawa podatkowego. – Nieustannie powtarzałem ten materiał przez kilka tygodni. Było warto! – zaznacza.

Lizbończyk, pracujący dziś w fundacji osób niepełnosprawnych Salvador, pomaga w prowadzeniu warsztatów z zakresu motywacji, a także doradza w firmie zajmującej się fizjoterapią. Wygrał konkurs na projekt partycypacyjny Lizbony z inwestycją dotyczącą podjazdów na chodnikach śródmieścia portugalskiej stolicy. Dodatkowo współpracuje ze światem nauki. Testuje nowe wynalazki, m.in. prototyp obsługiwanego ludzkim głosem pilota telewizyjnego, który opracowali inżynierowie z politechniki w Guardzie, a także sprzężony z programem komputerowym telefon komórkowy, pozwalający użytkownikowi na samodzielną obsługę bez konieczności trzymania w dłoni.

– Miguela stawiam za wzór szczególnie młodym ludziom, którym brak celów życiowych i motywacji. Jest też wzorem dla mnie. Kiedy mu pomagam, tak naprawdę sam jestem bardziej obdarowywany – zwierza się Joao Faria, znany portugalski dziennikarz telewizyjny, przyjaciel Miguela Monteiro.

 


ŻEBRZĄC ZA UBOGICH

Tegoroczne Boże Narodzenie będzie pracowite dla Amerykanina Huntera Haldera, od ponad trzech dekad rezydującego w Lizbonie. Do Portugalii dotarł z pielgrzymką do Fatimy. Spotkał wtedy swoją przyszłą żonę, Portugalkę, przewodniczkę turystyczną. Po kilku latach pobytu nad Tagiem zdał sobie sprawę ze skali ubóstwa i opieszałości lokalnych władz w walce z tym zjawiskiem. Wrażliwszy na innych stał się, kiedy z dnia na dzień stracił pracę.

Zamiast biernie przyglądać się gromadzącym się w pobliżu śmietników żebrakom, sam postanowił „żebrać” o jedzenie dla nich. Przełomem była wizyta w jednym z lokali, w którym usłyszał, że niesprzedane jedzenie po zamknięciu lokalu ląduje w koszu. Postanowił porozmawiać z kilkoma restauratorami. Był na tyle przekonujący, że zgodzili się oddawać mu niesprzedaną żywność. Nie chciał jej jednak dla siebie. Blisko sześćdziesięcioletni wówczas Amerykanin wsiadł na rower i zaczął rozwozić jedzenie ubogim. Szybko przyłączyło się do niego kilku wolontariuszy. Inicjatywa o nazwie Refood zaczęła zyskiwać rozgłos, a nawet być kopiowana w innych krajach, m.in. we Włoszech i w Hiszpanii. Dziś Hunter przyznaje, że spędzone na pomaganiu ostatnie dwanaście lat to najlepszy okres w jego życiu. Z dumą zaznacza, że dzięki Refood posiłki dostaje codziennie ponad 8 tys. osób.

– Chcemy dalej rozpowszechniać ten projekt, jeszcze bardziej go umiędzynarodowić – mówi Amerykanin. I wskazuje, że aktualnie, po pandemii i kryzysie gospodarczym, sfera ubóstwa poszerza się coraz bardziej.

 


CZŁOWIEK BEZ TWARZY

Grudzień 2004 r. Lizbońskie metro. Po wagonie snuje się żebrzący człowiek, jeden z wielu proszących o wsparcie. Dorośli odruchowo odwracają od niego wzrok, dzieci zaczynają płakać. Jednego z turystów, który spojrzał na przechodzącego pięćdziesięcioletniego mężczyznę, na tyle przeraził jego wygląd, że postanowił wysiąść. „Człowiek bez twarzy”, zwany też „człowiekiem słoniem” – z powodu guza zasłaniającego mu całą twarz – jedzie dalej, na starówkę, aby tam żebrać. Zarobi jednak niewiele. Ludzie na ogół boją się do niego podejść.

Okolice lizbońskiego dworca Rossio, wiosna 2007 r. Do żebrzącego na ulicy „człowieka bez twarzy” podchodzi angielski turysta, by zapytać o chorobę, która spowodowała, że twarz siedzącego na chodniku mężczyzny jest jedną wielką naroślą i przypomina Davy’ego Jonesa z „Piratów z Karaibów”. Przypadkowy przechodzień obiecuje pomóc. I nie rzuca słów na wiatr. Dociera do amerykańskiego chirurga McKaya McKinnona, który podejmuje się skomplikowanej operacji usunięcia pięciokilogramowego guza z twarzy Portugalczyka. Zanim do niej dojdzie, minie kilka lat.

„Człowiek bez twarzy” odzyskał oblicze i przez ponad dekadę mógł cieszyć się anonimowym życiem. Już nikt nie pokazywał go palcem, nie odwracał głowy. Jose Mestre odzyskał też nazwisko. Przyjaciół, którzy odsunęli się od niego, nie szukał. Mieszkał obok siostry, która pozostała przy nim do samego końca. Kiedy kilkanaście miesięcy temu zakończył życie w jednym z portugalskich szpitali, do ostatniej chwili trzymała go za rękę.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 kwietnia

Sobota, IV Tydzień wielkanocny
Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 7-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter