Policja – jak twierdzi Fundacja – przerwanie demonstracji tłumaczyła wymogiem uzyskania przez organizatorów zezwolenia na wszelkiego rodzaju demonstracje i pikiety. Tymczasem zgodnie z ustawą „Prawo o zgromadzeniach” (Dz. U. nr 51 poz. 297 z dnia 1 sierpnia 1990 r. z późn. zm.) zgromadzenia publiczne, które zostały zgłoszone zgodnie z procedurami, „wymagają uprzedniego zawiadomienia organu gminy właściwego ze względu na miejsce zgromadzenia”. I tyle.
Na organie gminy natomiast spoczywa obowiązek doręczenia organizatorowi zawiadomienia, jeśli podejmie decyzje o zakazie zgromadzenia publicznego. Takiej decyzji ani zawiadomienia – jak twierdzi Fundacja – nie było. – Kiedy na policji okazało się, że zatrzymanie było bezpodstawne, policjanci zarzucili nam prezentowanie na bannerze treści nieprzyzwoitych w miejscu publicznym, co wobec tego, co działo się na Przystanku Woodstock brzmiało kuriozalnie, jednak nijak nie umieli tej „nieprzyzwoitości” uzasadnić – mówi Mariusz Dzierżawski, członek zarządu Fundacji, który był jednym z zatrzymanych.
Wspomniana ustawa przypomina także, że – zgodnie z kodeksem wykroczeń wart. 52 § 1 – kto m.in. „przeszkadza lub usiłuje przeszkodzić w organizowaniu lub w przebiegu nie zakazanego zgromadzenia […] podlega karze aresztu do dwóch tygodni, karze ograniczenia wolności do dwóch miesięcy albo karze grzywny”.
Kto więc i jak odpowie za bezprawne przerwanie demonstracji i zatrzymanie jej organizatorów? Tygodnik „Idziemy” będzie tę sprawę monitorować.
Radek Molenda |