Popłynęliśmy w dół Wisły, żeby obejrzeć jedyny w swoim rodzaju widok na zespół klasztorny i bazylikę w Czerwińsku, najstarszą na Mazowszu, z 1155 roku. Widok rzeczywiście wart takiej wyprawy! Oczywiście, że do Czerwińska można dojechać wspaniałą asfaltową drogą, bez żadnego kłopotu, i podziwiać wszystko jak należy. A należy, bo tam naprawdę można – i nawet trzeba – mówić nie tylko dzieciom i wnukom, ale i sobie samemu: historia patrzy na nas! Nie wzięliśmy się znikąd, tu są nasze korzenie i tu jest nasze dziedzictwo: w świątyniach fundowanych przez naszych królów i naszych praprzodków, w zniszczonych już dziś dworach i w odrestaurowanych pałacach, w wiejskich chałupach i wiejskich kapliczkach. Nie tylko w Czerwińsku, rzecz jasna, bo nie chodzi o dosłowność, ale w każdym takim miejscu, które pokazuje, skąd przychodzimy. Przez trzynaście lat naszego tygodnika wiele razy – zwłaszcza w wakacyjnych cyklach reportaży – pokazywaliśmy na naszych łamach niezwykłe, często nieco oddalone od głównych traktów miejsca polskiej historii. Tym bardziej trzeba do nich wracać teraz, w roku stulecia odzyskania niepodległości.
Ale z łódki sunącej cicho środkiem naszej wielkiej rzeki widzi się inaczej. Toteż w upalny czerwcowy wieczór patrzyłam ze środka Wisły nie tylko na tę wielką historię. Już zresztą sama Wisła sprawia, że człowiek inaczej patrzy na świat, a cóż dopiero widok na jej brzegi! Co i raz widać przydrożne – zarazem nadrzeczne – krzyże małe i duże, kapliczki, figurki. Okazuje się, że wielki, widoczny z daleka, krzyż na 577. kilometrze, niejeden raz już przez mnie opisywany, ma jeszcze dłuższą historię, niż się wydawało.
– My tu też mamy stulecie niepodległości – mówi z dumą sąsiad, miejscowy rolnik, z dziada pradziada osiadły na tym skrawku ziemi pięknej, ale trudnej. – Ten krzyż stawiał w 1919 roku mój pradziadek! Razem ze swoimi braćmi wybrał wtedy najwyższy w okolicy dąb, żeby krzyż było widać z daleka. I co kilka lat wkopywali go głębiej w ziemię, kiedy podziemna część była już spróchniała. A kiedy za komuny trzeba go było całkiem wymienić, to wszystko w szopie przygotowali i po nocy osadzili nowy, już metalowy. I już było gdzie na majowe się zbierać i ducha umacniać!
Wyjątkowym świadkiem stulecia odzyskania niepodległości była Ciocia-Babcia naszego sąsiada, która urodziła się w 1912 roku! Pamiętała, jak krzyż był stawiany i jakie były jego koleje losu, dożyła stu sześciu lat, a Pan Bóg zabrał ją do siebie wśród majowych kwiatów i pieśni!
Czyż więc nasze stulecie odzyskania niepodległości nie idzie – zupełnie jak w pieśni maryjnej – przez rodziny, wioski i miasta? Przez nasze własne historie?
Teraz też ludzie stawiają krzyże i kapliczki, nierzadko z flagą biało-czerwoną; z rzeki widać, ile ich jest. Tu Pan Jezus Miłosierny, tam Matka Boża, ówdzie święta Barbara. I nie na pokaz, żeby komuś – no bo komu?! – zaimponować, przecież z drogi nawet ich nie widać.
Po prostu wiedzą, Komu trzeba dziękować.