19 marca
wtorek
Józefa, Bogdana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Szkolny falstart

Ocena: 0
1843

Nie było wyboru, musiały iść do szkoły wcześniej. Dziś ciągną za sobą ciężar chybionej reformy edukacji.

fot. Monika Odrobińska/Idziemy

Marysia Krawczyk z Warszawy, rocznik 2008, kończy piątą klasę. Zamiast do zerówki, musiała w 2014 r. pójść do pierwszej klasy. Miała pecha: urodziła się w pierwszej połowie roku. Gdyby przyszła na świat w lipcu, październiku czy grudniu, mogłaby zostać w przedszkolu rok dłużej.

Od 2011 r. ministerstwo edukacji, zarządzane przez Katarzynę Hall, a potem Krystynę Szumilas, wprowadzało reformę polegającą na obowiązku szkolnym sześciolatków. W 2014 r. do szkoły przymusowo szły dzieci urodzone w pierwszej połowie 2008 r. Te z rocznika 2009 już wszystkie musiały iść do szkoły jako sześciolatki. W tamtym czasie nasiliły się protesty rodziców sześciolatków, przekonanych, że ich dzieci nie są gotowe do pierwszej klasy. Około miliona ludzi podpisało się pod społecznym wnioskiem „Ratujmy Maluchy” o cofnięcie reformy. Wniosek został odrzucony.


 

Lata harówki

– Nasza córka ewidentnie nie dojrzała do szkoły – opowiada Anna, mama Marysi. – W przedszkolu zapowiadała się na zdolną i ambitną. W szkole trafiła do klasy mieszanej wiekowo – sześciolatków i siedmiolatków. Prędko się okazało, że ci starsi koledzy z klasy radzą sobie lepiej, łapią w lot, szybciej uczą się czytać, szybciej piszą. Marysia przeżywała mocno każdą gorszą ocenę i swoją powolność. Pomagaliśmy jej z mężem. Tak zostało do dziś: ona uczy się po nocach, a starszym kolegom nauka przychodzi łatwiej. Wszystkie te lata wspominam jako harówkę jej i nas, rodziców.

Marysia chce się uczyć. Sama zabiera się za zadania domowe. – Widzę jednak, że nie umie opracować sobie systemu samodzielnej nauki, podczas gdy starsi bracia w jej wieku już dawno wdrożyli własne pomysły zapamiętywania i powtarzania materiału – stresuje się mama. – Najgorzej jest, kiedy powtarzamy wiadomości: odpytuję ją, materiał ma opanowany, a ze sprawdzianów przynosi dwóje.

Kiedy dziewczynka była w drugiej klasie, pojawiła się ustawowa możliwość złożenia podania o powtórzenie klasy: nowy rząd Beaty Szydło, z ministrem edukacji Anną Zalewską, wycofał „reformę sześciolatków”. Ale Marysia nie chciała powtarzać roku. – Zżyła się z koleżankami – podsumowuje Anna. – Co roku proponuję jej, żeby powtórzyła klasę i wyrównała braki, ale nie chce o tym słyszeć.

Wycofanie sześciolatków ze szkół uciszyło protesty rodziców, lecz spowodowało dodatkowe zamieszanie w szkołach. Niektóre dzieci powtórzyły klasę. Większość jednak kontynuuje naukę w klasach, z którymi ją rozpoczęli.


 

Cała klasa repetuje

Gabrysia Sulej musiała iść do szkoły wtedy, kiedy Marysia. Była najmłodsza w pierwszej klasie, w żeńskiej szkole w Józefowie. Urodziła się pod koniec czerwca 2008 r. Rodzice wystąpili o odroczenie obowiązku szkolnego, ale usłyszeli, że nie ma do tego żadnych podstaw. – Wiedzieliśmy, że rok w zerówce dobrze by jej zrobił – mówi mama, Aleksandra, autorka bloga o życiu rodzinnym i gry „Pytaki”.

Gabrysi w pierwszej klasie trudno było usiedzieć w ławce, skupić się, odrabiać lekcje. Męczyło ją czytanie i pisanie. Rodzice coraz częściej dochodzili do wniosku, że sześciolatki nie powinny chodzić do szkoły. – Wszystkie dziewczynki, które mogły, zostały w zerówce – opowiada Aleksandra Sulej. – Miały zajęcia z budowania relacji, pracy w zespole. To był dobry czas na oswojenie emocji.

Kiedy pojawiła się możliwość pozostawienia dzieci w drugiej klasie, rodzice nie wahali się ani chwili. Szczęśliwie prawie cała klasa podjęła taką decyzję, więc przyjaciółki nie zostały rozdzielone. – W tej kolejnej drugiej klasie nauczycielka rozszerzyła program, żeby dzieci się nie nudziły. Gabrysia dojrzała, nie jest już zmęczona ani zestresowana. Chłonie wiedzę, będzie miała świadectwo z paskiem. Jesteśmy ogromnie zadowoleni z naszej decyzji – podkreśla mama.

Ania Kmiecik z Warszawy także powtórzyła drugą klasę na wniosek rodziców. Dziś kończy czwartą. – Bystry przedszkolak zmienił się nam w zapłakaną, przemęczoną, roztrzepaną i zakompleksioną pierwszoklasistkę – wspomina tata. – Nigdy nie nadążała. Przepisywać z tablicy musiała jeszcze na przerwach. Do domu przynosiła zaległości z lekcji, a do tego jeszcze mnóstwo zadań domowych. Rok później było jeszcze gorzej, więc napisaliśmy podanie o powtórzenie klasy. Teraz Ania kończy czwartą. Jest pewna siebie, samodzielna. Uważa na lekcjach, zadaje pytania i nie musi powtarzać materiału w domu. Szybko rozwiązuje zadania z matematyki i zdobywa wyróżnienia w konkursach.

Dziewczynka została jednak rozdzielona z klasą, z którą zaczęła naukę. Bardzo boleśnie to przeżyła. Spotyka się jednak czasami z koleżankami, a i w nowej klasie znalazła się serdeczna przyjaciółka. Polubiła też nowych nauczycieli.


 

Potrzebował zabawy

Oskar Skwierczyński z Kobyłki, rocznik 2009, musiał pójść do szkoły jako sześciolatek. Miał szczęście, że trafił do klasy z samymi rówieśnikami. Dyrekcja od lat tworzyła klasy jednolite wiekowo, aby w jednym oddziale nie spotykały się dzieci, między którymi jest nawet 23 miesiące różnicy. Szkoła Oskara wynajmuje dodatkowy budynek dla klas pierwszych i drugich, ale w wielkich miastach kumulacja roczników spowodowała przepełnienie i bywa, że dzieci uczą się na trzy zmiany. – Oskar potrzebował zabawy, a nie szkoły – wspomina mama – jednak obiecywano nam, że podstawa programowa będzie dostosowana do poziomu dzieci. Ale ostatecznie nic nie było dostosowane, ani program, ani tempo. Nawet dywanu, żeby dzieci mogły się bawić, nie kupiono.

Pierwsze trzy lata minęły dość gładko. Prawdziwe kłopoty zaczęły się w czwartej klasie. – Wciąż muszę z nim odrabiać lekcje do późnego wieczora – skarży się mama. – Kiedy powiedziano mi, że jest w piątce najlepszych dzieci w klasie, zdziwiłam się i pomyślałam, że to tylko dzięki mojej pracy. Ale ja nie chcę ciągle go pilnować.

Ewa Kobylas, nauczycielka historii, jest wychowawczynią klasy Oskara, złożonej z 25 dziewięciolatków i jednej starszej dziewczynki. – Myślałam, że dzieci będą chętne i gotowe do nauki nowego przedmiotu – mówi – a tu najpierw trzeba im przypomnieć, żeby wyciągnęły zeszyty, książki i długopisy. Podczas lekcji wciąż muszę przywoływać ich uwagę. Brzydko piszą. Nie są w stanie zanotować słowa, które pierwszy raz słyszą. Nie ma szans przerobić z nimi tematów dodatkowych.

W klasach przemieszanych wiekowo pojawiają się największe problemy z koncentracją i dyscypliną. – Uczniowie młodsi są bierni, bo sobie nie radzą, starsi są zawsze aktywniejsi i lepsi. Rodzi to konflikty i rywalizację – dzieli się nauczycielka. Niektóre dzieci, nie mogąc inaczej zabłysnąć, zaczynają ostro rozrabiać.

Między czwartą klasą dziewięciolatków a dziesięciolatków jest przepaść – przyznaje Ewa Kobylas. Tymczasem dziewięciolatki i dziesięciolatki mają tę samą podstawę programową. Zdaniem nauczycieli – wskutek kolejnej reformy, tym razem resortu Anny Zalewskiej, przeładowanej i za trudnej, co szczególnie widać po dzieciach, które zaczęły szkołę przedwcześnie.


 

Zdaniem specjalistów

Elżbieta Kielak, psycholog, pracuje z nauczycielami. Nie jest przeciwniczką posyłania sześciolatków do szkół, ale uważa, że reformy nie były dobrze przygotowane. – Zrobił się straszny bałagan. W wyniku kilku zmian podstawy programowej cierpią dzieci młodsze, które wolniej piszą, czytają, myślą i szybciej się męczą. W nauczaniu początkowym miały jedną panią, dostosowany program, a w klasie czwartej – mnóstwo nieprzemyślanych treści, w dużej mierze przyswajanych pamięciowo, do czego nie są gotowe. Przez kilka lat będą wkładały w naukę większy wysiłek, przeżywały większy stres, niektóre będą musiały chodzić na reedukację, bo nie ogarną obowiązków. Egzaminy będą dla nich trudniejsze. Długo będą się różnić wzrostem.

Specjaliści twierdzą, że dziewięciolatek ma mniejszą zdolność myślenia abstrakcyjnego, wolniej pracuje, gorzej się koncentruje, zapomina o swoich rzeczach, nie pamięta, co jest zadane, nie potrafi zjeść obiadu w 10 minut. Często nie potrafi jeszcze płynnie czytać ani pisać, bo miał na przyswojenie sobie tych umiejętności trzy, a nie, jak przed reformą, cztery lata.

Z tym wszystkim trafił do czwartej klasy. Na matematyce, zamiast dodawać cukierki, ma wykonywać obliczenia w pamięci, uczy się nawet dzielenia pisemnego. Nauczyciele wymagają od niego czytania ze zrozumieniem i skarżą się, że jest nieposłuszny i nadruchliwy. Zmiana otoczenia i wychowawcy dodatkowo utrudnia mu rozpoczęcie bardziej dorosłego okresu w szkole. – Etapy rozwoju mózgu rządzą się własnymi prawami – komentuje Justyna Ciorga, pedagog, terapeuta i mediator.

Na pytanie, czy uczniowie młodsi rocznikiem mają szanse nadrobić szkolny falstart, psycholog odpowiada: – Prawdopodobnie na poziomie liceum.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 marca

Wtorek - V Tydzień Wielkiego Postu
Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie,
nieustannie wielbiąc Ciebie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mt 1, 16. 18-21. 24a
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

Nowenna do św. Rafki

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter