30 kwietnia
wtorek
Mariana, Donaty, Tamary
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Tranzycja nie leczy

Ocena: 3.06667
1099

Zawierzając dzieci specjalistom, rodzice winni wykazać się zdrowym rozsądkiem; to oni są pierwszymi ekspertami od swoich dzieci. - mówi dr Ewa Piesiewicz-Grzonkowska, pediatra i psychiatra dziecięcy, w rozmowie z Moniką Odrobińską

fot. Monika Odrobińska

Czym jest tranzycja?

Wyrażenia „tranzycja” nie było w języku medycyny, podobnie jak nie istniały w nim zabiegi „zmiany płci”. Mówimy tu więc o quasi-medycznym postępowaniu farmakologicznym, które – obok chirurgicznego – ma na celu zmianę zewnętrznych cech płciowych. Zewnętrznych – ponieważ istota płci zapisana jest w chromosomach i tego w żaden sposób nie da się zmienić. Nastolatkom często brakuje tak podstawowej wiedzy, dlatego dają się zmanipulować.

 

Dzieciom i młodzieży w procesie tranzycji podaje się blokery dojrzewania, hormony stosowane m.in. w kastracji chemicznej. Jakie są tego skutki?

Stosowane w konkretnych wskazaniach medycznych hormony są preparatami syntetycznymi. W żadnym z państw zachodnich, także w Polsce, nie są one zarejestrowane jako „leki zmieniające płeć”. W procesie tzw. tranzycji są więc stosowane poza wskazaniami medycznymi. Na marginesie: już samo to powinno wzbudzić czujność nadzoru farmaceutycznego.

Hormony oddziałują na wszystkie narządy i układy ciała ludzkiego; podawane z zewnątrz w dawkach niefizjologicznych (czyli nie z powodu ich niedoboru), sieją spustoszenie w całym organizmie. Trzeba zaznaczyć, że tzw. detranzycja (działania mające przywrócić cechy płci biologicznej) nie wyrówna wszystkich dysfunkcji wywołanych przez „tranzycję”. Nawet po odstawieniu substancji endokrynnych młody organizm nie nadrobi strat spowodowanych ich działaniem w okresie dojrzewania.

Blokery dojrzewania stosowane poza niezwykle rzadkimi przypadkami przedwczesnego dojrzewania płciowego nie są lekiem. Efektem ich działania może być ograniczenie lub całkowite pozbawienie młodego człowieka zdolności rozrodczych w przyszłości. Nieodwracalnym ubezpłodnieniem kończy się z kolei następny etap, na który zwykle decydują się osoby poddane najpierw chemicznej kastracji, czyli chirurgiczne usunięcie pierwszorzędowych narządów płciowych – gonad, w których powstają komórki rozrodcze.

Listę chorób przewlekłych i dolegliwości na skutek podawania substancji blokujących naturalny proces dojrzewania otwierają uszkodzenia wątroby – groźne o tyle, że dotyczą organu odpowiedzialnego za „oczyszczanie” całego organizmu – oraz zaburzenia hormonalne dotyczące innych gruczołów dokrewnych, w tym cukrzyca. Udokumentowane są też zaburzenia zakrzepowo-zatorowe i osteoporoza, która u młodego organizmu grozi dysfunkcją układu kostno-stawowego na całe życie.

Hormony płciowe żeńskie podawane chłopcom powodują ginekomastię (powiększenie gruczołów piersiowych) i kobiecy rozkład tkanki tłuszczowej. Hormony męskie podawane dziewczętom – obniżenie barwy głosu, owłosienie typu męskiego i tzw. jabłko Adama. Najczęściej są to zmiany nieodwracalne. Niezwykle częstym następstwem takich działań są problemy psychiczne.

 

Z czym przychodzą młodzi?

Zazwyczaj trafiają do psychiatry z zaburzeniami nastroju, samookaleczaniem się, myślami samobójczymi. W trakcie badania okazuje się, że powodują je stany lękowe wywołane zamieszaniem w określeniu własnej tożsamości. Taki zamęt potrafią siać nie tylko niekontrolowane przez nikogo treści w internecie, ale i nauczycielka biologii mówiąca w szkole o kilkudziesięciu płciach.

Po pandemii nastąpił wysyp dzieci, które w gabinecie lekarskim deklarowały, że są „trans-”, „bi-”, „panseksualne”. Odizolowane od środowiska, a jednocześnie wystawione na działanie internetu, dały zasiać w sobie wątpliwości natury tożsamościowej. Dwunastolatka twierdziła, że jest „panseksualna”, choć nie wiedziała, co to znaczy; powtarzała „diagnozę” szkolnej pani psycholog.

Rodzice muszą się orientować, z jakimi treściami dziecko spotyka się nie tylko w sieci, ale i w szkole. Zdarzają się, niestety, i tacy, którzy sami od progu próbują narzucać lekarzowi nazywanie dziecka imieniem alternatywnej płci.

 

Ulegli presji popularnego szantażu: „Wolisz martwą córkę czy żywego syna?”…

Tymczasem statystyki z krajów tak tolerancyjnych jak Szwecja pokazują, że współczynnik samobójstw wśród osób po tranzycji jest niewspółmiernie wyższy niż średni w społeczeństwie. Tranzycja nie leczy, ale pogłębia problemy psychiczne i dokłada schorzeń fizycznych.

Młodym pacjentom z domniemanymi zaburzeniami tożsamości płciowej tłumaczę, że płeć zapisana jest w każdej komórce ciała i nie można tego zmienić. Szacunek wymaga, by zwracać się do nich imieniem zgodnym z płcią biologiczną. Widzę, jak przy kolejnych wizytach oddychają z ulgą; temat „trans” nie wraca, a my skupiamy się na realnych przyczynach ich problemów.

Szczególnym nadużyciem jest przypisywanie „dysforii płciowej” dzieciom przed okresem dojrzewania płciowego. Są placówki psychiatryczne, które na tej podstawie u przedszkolaka lubiącego przebierać się za dziewczynkę sugerują zastosowanie tranzycji. Świadczy to o ignorancji z zakresu psychologii rozwojowej. Dzieci do wieku dojrzewania (następstwa wzrostu poziomu hormonów płciowych w organizmie) swoje ciało i jego funkcje traktują w sposób naturalny, nie wykazując szczególnego zainteresowania funkcjami rozrodczymi. Dzieciństwo nie powinno być w żaden sposób zakłócane przez zbędne na tym etapie informacje dotyczące seksualności, przekazywane np. podczas grupowej „seksedukacji”.

 

Tymczasem w ostatnich 10 latach do brytyjskiej kliniki dla osób transpłciowych trafiło 382 dzieci do szóstego roku życia, także trzylatki, by dostawać blokery dojrzewania…

Abstrahując od wyrządzanych tym dzieciom krzywd fizycznych i psychicznych, tak wczesna ich erotyzacja ma tragiczne w skutkach następstwa dla ich dalszego życia. To jest kształtowanie nieprawidłowych osobowości, a często głębokich zaburzeń psychicznych związanych z niepewnością własnej tożsamości i karykaturalną, nieprawdziwą wizją człowieka, sprowadzoną do jednej tylko sfery – seksualności.

 

Profesor Zbigniew Lew-Starowicz mówi o nadrozpoznawalności transseksualizmu. Jakie mechanizmy tu rządzą?

Coraz częściej młodzi słyszą: „Masz depresję, pewnie jesteś trans”, wobec czego wsparcia zaczynają szukać w tym środowisku. Nawet jeśli dla zabawy wejdą na strony mu poświęcone czy próbują odnaleźć swoją tożsamość płciową, nosząc ubrania i przyjmując imiona płci przeciwnej, mogą zostać pochwyceni i dalej manipulowani przez starszych i doświadczonych w tej materii.

Pierwotnie transseksualizm jako poczucie odmienności płciowej diagnozowano po wykluczeniu innych zaburzeń psychicznych, takich jak zaburzenia osobowości, psychozy czy głębokie nerwice, w których występował on jako jeden z objawów. Dziś wprowadzono termin „dysforia płciowa”, rzekomo mniej stygmatyzujący, na określenie izolowanego objawu, który jako rozpoznanie choroby ma podlegać „leczeniu”. Tymczasem przesiewowe badania w Holandii wykazały, że transseksualizm tak zdefiniowany występuje u jednego na 100 tys. dorosłych. Porównajmy tę liczbę ze starszymi klasami naszych szkół, w których mianem „trans” określa się nierzadko kilkoro uczniów.

 

Finlandia, Szwecja i Anglia wykazały, że stosunek ryzyka do korzyści związanych ze „zmianą płci” wśród młodzieży waha się od nieznanego do niekorzystnego, a przeprowadzanie jej u dzieci nazywane jest leczeniem eksperymentalnym. Jednak operacji korekty płci wykonuje się coraz więcej. Jak to wytłumaczyć?

Chciałabym wierzyć, że stoi za tym raczej brak wiedzy czy uleganie ideologii – co też jest nie do wybaczenia – a nie czysty merkantylizm (osoba po tranzycji do końca życia przyjmuje środki farmakologiczne, jest pacjentem). Niestety, środowisko lekarskie, uchodzące za autorytet nie tylko w dziedzinie medycyny, ale i etyki, jest mocno zideologizowane. Na przypadkach osób deklarujących problemy z tożsamością płciową doktoryzują się nie tylko psychologowie i psychiatrzy. Zawierzając swoje dzieci specjalistom, rodzice powinni wykazać się zdrowym rozsądkiem; to rodzice są bowiem pierwszymi ekspertami od swoich dzieci. Jeśli dziecko jest smutne, nie wysyłajmy go od razu do psychologa, tylko jak najwięcej z nim przebywajmy i rozmawiajmy. A w razie wątpliwości udajmy się do zaufanego lekarza, który widzi pacjenta jako osobę, psychofizyczną całość, a nie pojedynczy objaw.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, mężatka, matka dwóch córek. W "Idziemy" opublikowała kilkaset reportaży i wywiadów.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 30 kwietnia

Wtorek, V Tydzień wielkanocny
Chrystus musiał cierpieć i zmartwychwstać,
aby wejść do swojej chwały.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 27-31a
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter