Im bardziej szalał generał Jaruzelski ze swoim Kiszczakiem oraz ich wrony i prony, tym bardziej zwierały się szeregi zwyczajnych ludzi.
Na upiornym wtedy, 17 lub 18 grudnia, ciemnym i pustym placu przed Pałacem Kultury, tak genialnie opisanym przez Tadeusza Konwickiego, w mrozie i wśród wycia wiatru – bo akurat roku pamiętnego 13 grudnia i następne dni były wyjątkowo zimne i zimowe – od stojącego tira oderwał się jakiś człowiek, podszedł do mego męża i niemal bez słowa, bo bąknął coś tylko w nieznanym języku, podał paczkę, porządnie zapakowaną w gruby papier. Była solidnie oklejona i dodatkowo miło przewiązana kolorową wstążką. Potem, w domowym świetle, okazało się, że to wstążka w barwach holenderskich. W paczce były kawa, herbata, kakao, bodaj soczewica, mleko skondensowane, jakieś płatki, ciasteczka, czekoladki. Wszystko w ślicznych kolorowych opakowaniach. Jak nie z tego świata.
A teraz dostaję mail z Przymierza Rodzin, które właśnie 13 grudnia zbiera transport darów do świetlicy środowiskowej w Rawie Mazowieckiej. „Oto lista najpotrzebniejszych rzeczy: 1. Żywność, to jest cukier, mąka, mleko, płatki, makarony, ryż, kasze, herbata, dania gotowe, krem czekoladowy i marzenia o słodyczach. 2. Środki czystości. 3. Artykuły sportowe. 4. Artykuły papiernicze. 5. Używany sprzęt AGD i drobne narzędzia do remontu i napraw. 6. Buty, używana odzież zimowa i sportowa, pościel. Na dary będzie czekał Krzysztof Wojtkowski w niedzielę 13 grudnia 2015 w godzinach 17.00-18.00 tam, gdzie zwykle – w Szkole Przymierza Rodzin przy ul. Grzegorzewskiej 10. W poniedziałek 14 grudnia wszystko zostanie wysłane transportem do Rawy, tak żeby dary trafiły tam jeszcze jakiś czas przed świętami. Prosimy, zmobilizujcie rodziny, byśmy mogli jak najwięcej przekazać potrzebującym rodzinom oraz świetlicy”.
Z podobnym transportem pojadą harcerze na dawne Kresy. Podobnie zbierano w praskiej katedrze czapki i rękawiczki dla dzieci. Łańcuch miłosierdzia jest długi.
Oczywiście, można biadać, że ćwierć wieku po przełomie wciąż są dzieci, które marzą o słodyczach, i że na liście najpotrzebniejszych rzeczy znajdują się podstawowe środki spożywcze – jak w holenderskiej paczce czasu stanu wojennego – ale z biadania jeszcze nic nikomu nie przyszło. I oczywiście, najlepiej byłoby, gdyby nie było już żadnych świetlic i żadnej potrzeby transportów z darami. Ale takich możliwości chyba nie ma. Przymierze Rodzin, w stanie wojennym dopiero raczkujące, samo doświadczyło wielkiej pomocy i życzliwości od rodzin z Francji i ze Szwajcarii – i powstało po to, żeby taką pomoc rodziny rodzinom mogły nieść. Żeby dobro i solidarność były ważniejsze niż jakiekolwiek podziały. Bo tych przecież, podobnie jak biedy, nigdy nie zabraknie.
Barbara Sułek-Kowalska |