Obiecałam przyjaciółce, że jeszcze raz napiszę o tym, jakie straszne i szkodliwe są komentarze, od których roi się w internetowych forach, blogach, portalach itp. Często ordynarne i głupie, pojawiają się – oczywiście anonimowo – pod każdym już właściwie tekstem.

Zginął w wypadku człowiek i ktoś go wspomina, więc natychmiast kilku innych „ktosiów” wypisuje o nim jakieś wredne rzeczy – po co? Aktorka dostała nową rolę i już jest okładana „przemyśleniami” – bo doprawdy trudno ten proces powiązać z myśleniem – na temat jej urody, pracy i zarobków, postawy moralnej, męża i dzieci. Po co? Pełne jadu i niechęci do świata anonimowe komentarze dotykają zarówno papieży, jak i całkiem zwyczajnych ludzi z ich całkiem zwyczajnymi pomysłami. Nie rozumiem ich autorów i nie sądzę, żebym kiedykolwiek mogła zrozumieć. Kto bowiem pisze anonimy? Co to za wymiana opinii, jeśli nie wiadomo, kto kryje się pod takim czy innym pseudonimem? Obiecałam, że napiszę, ale, mówiąc szczerze, nie miałam już na to siły.
Pomogło mi spotkanie z siostrą Anną. Pracuje w Niemczech, w skrajnie trudnym środowisku. Nie ukrywa, że w warunkach, których ma prawo nie rozumieć i nie móc sobie wyobrazić większość słuchaczy zgromadzonych na niedzielnej Mszy Świętej w jej rodzinnej parafii. Siostra Anna zajmuje się kobietami uratowanymi z niewoli, w jakiej znalazły się, bo zostały sprzedane przez swoje rodziny do domów publicznych albo do niewolniczego małżeństwa. I doprawdy nie chodzi tylko o kobiety z licznych w Niemczech rodzin muzułmańskich, wcale nie. Kobiety zostały pozbawione paszportów i innych dowodów identyfikacyjnych, odarte z godności i prawa do jakiegokolwiek samostanowienia i jakiejkolwiek obrony. Nieliczne uratowane trafiają do domu, w którym posługują siostry ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi. Tyle zła i tyle dobra.
Siostra Anna wstąpiła do tego zgromadzenia trzydzieści lat temu, a opowiedziała o swojej pracy w telegraficznym niemal skrócie na zakończenie Mszy Świętej w pięćdziesięciolecie ślubu swoich rodziców, Ewy i Leszka z warszawskiej parafii Najświętszego Zbawiciela. Poprosił ją o to ksiądz, który – jak z radością powiedział – wprowadzał ją kiedyś jako jej proboszcz do tego zgromadzenia.
– Tak żyje Kościół – powiedział wcześniej, przedstawiając intencje mszalne i dziękując złotym jubilatom za udział w pracy na rzecz parafii oraz prosząc o modlitwę w intencji „pana młodego”, który na jubileusz wylądował w szpitalu. – Tak żyje Kościół – zaznaczył, kiedy ogłoszenia parafialne przypomniały o comiesięcznej zbiórce na wsparcie siedmiu rodzin z Aleppo, które parafia objęła pomocą.
Tyle zła i tyle dobra.
Siostra Anna powiedziała, że najszybciej wychodzą z traumy te ich podopieczne, które – wyrwane już z kręgu zła, otoczone ciepłem i życzliwością – są w stanie podjąć pracę nad kwestią przebaczenia swoim krzywdzicielom. I przebaczyć.
Ale najpierw trzeba je do tej pracy przekonać. Zasiewać wiarę w dobro, nie wiedząc, czy cokolwiek wyrośnie. Siostry sieją, bo wierzą.