Na Wlazłego natychmiast rzucili się jednak ci, którzy wolny czas spędzają, plując na innych na różnych stronach, forach itp. Zarzucano mu głównie, że zamiast odpoczywać po trudach sezonu, zajmuje się tym, co może wpłynąć na jego dyspozycję w kolejnych rozgrywkach. Zawistników oczywiście bolało jeszcze i to, że na udziale w towarzyskiej imprezie Polak bardzo dobrze zarobi. Niewielu pomyślało jednak o tym, że Wlazły zrobił coś wyjątkowego. Nawet nie chciał się tym chwalić, bo po co? Wyjawił to później, w reakcji na słowa krytyki, które na niego spadły. Cały mianowicie zysk z tego kontraktu przeznaczył na cele charytatywne. Warto w tym miejscu zacytować słowa ze strony jego fundacji: „Sportowcy tak samo jak inni ludzie mają marzenia, które starają się realizować każdego dnia. […] Każdego dnia mój cel jest jeden – ustanowić rekord, zdobyć medal, po prostu wygrać. Z drugiej strony wiem, że nie każdy ma możliwość skupić się tylko na tym, co robi, i na tym, co go raduje. Wymagania stawiane przez współczesny świat oraz liczne problemy i niedostatek powodują, że staram się patrzeć na świat oczyma innych ludzi. Osób, które nie zawsze mogą żyć własnymi marzeniami i rozwijać swoje pasje”.
Taki ludziom chce pomagać Mariusz Wlazły. I robi to od dawna. I chętnie robiłby to bez rozgłosu, o który wcale nie zabiegał. Dlatego apeluję: nie dajmy się zwariować tym, którzy wszędzie szukają taniej lub – jak kto woli – drogiej sensacji.
Mariusz Jankowski |