Sukces, jak powszechnie wiadomo, ojców ma zawsze wielu. Kto więc odpowiada za porażki? Kandydatów wbrew pozorom też nie brakuje. To cała armia polskich działaczy. Rządzących polskim sportem z nadania, z wyboru, bo – niestety – rzadko z miłości do tego, co robią. Mijają lata i nic w tej materii się nie zmienia. I pewnie szybko się nie zmieni. Najświeższy przykład to zamieszanie w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów. Szymon Kołecki niedawno zdobywał dla Polski medale, teraz szuka pomysłu na przyszłość. Jest młody, elokwentny, obyty w świecie i… od razu niewygodny. Bo być może chciałby zostać prezesem. Reakcja jest więc natychmiastowa. Opór. I to w dyscyplinie, która wprawdzie w Londynie wstydu nam nie przyniosła, ale jeszcze przynieść może.
Adrian Zieliński jest Polakiem i chce walczyć pod naszą flagą. Ale dostał już niejedną propozycję i jeśli amatorskie rządy działaczy się nie zmienią, wkrótce może nie mieć wyboru. Nasi działacze to bowiem prawdziwi ojcowie porażek. Potrafią narzekać na brak sponsorów, potrafią rozliczać sportowców z ilości zużytych odżywek na zgrupowaniach, a często nie potrafią załatwić najprostszych spraw. Tak prozaicznych jak dobra atmosfera czy spokój zawodnika przygotowującego się do najważniejszego startu w karierze. Kiedy to się zmieni?
Mariusz Jankowski |