Z o. Józefem Augustynem SJ, rekolekcjonistą, kierownikiem duchowym, rozmawia Hanna Dębska
Dlaczego powinniśmy zachowywać umiarkowanie?
Ponieważ każdy człowiek potrzebuje ograniczania ciemnej, destrukcyjnej strony własnego „ja”. Grzech pierworodny to nie „teologiczna teoria”, ale rzeczywistość wpisana w ludzkie serce. Skłonność do destrukcyjnych zachowań drzemie w każdym. Gdy ich nie kontrolujemy, rodzą cierpienie, krzywdę.
Już małe dziecko widzi potrzebę ograniczenia swojej fascynacji ogniem, gdy cierpi po dotknięciu paluszkiem „czerwonego słoneczka” kuchenki elektrycznej. To pewien obraz. Analogicznie sprawy mają się w sferze emocjonalnej, duchowej, moralnej. Każdemu człowiekowi całe życie towarzyszą „czerwone słoneczka”. Zmieniają się one w zależności od wieku, środowiska, kultury. Namiętność kusi każdego. Problem w tym, że konsekwencje ulegania pewnym namiętnościom są wydłużone w czasie. Kiedy dziecko dotknie rozpalonej kuchenki, konsekwencji doświadcza natychmiast. Ale gdy mąż czy żona zaczyna zdradzać, skutki bywają widoczne nieraz dopiero po latach.
Nieumiarkowanie najczęściej łączymy z jedzeniem i piciem.
Rzeczywiście, najbardziej rzuca się w oczy nieumiarkowanie w sferze, którą Ewagriusz z Pontu określa jako „pożądliwą”: obżarstwa, nieczystości i chciwości. Na nie też najczęściej zwracamy uwagę w wychowaniu, w katechezie. Ale nie są to ani jedyne, ani też najważniejsze dziedziny życia, w których człowiek winien się kontrolować.
Według Ewagriusza w drugiej sferze, „popędliwej”, rodzi się pokusa smutku, gniewu i acedii (rodzaj duchowej depresji), w trzeciej zaś sferze, „rozumnej” – pokusa wyniosłości i pychy. Te ostatnie pokusy są znacznie groźniejsze. Jak pokazuje uważna obserwacja życia, to brak panowania nad smutkiem, gniewem, pychą jest głównym źródłem obżarstwa, nieczystości i chciwości, które często mają charakter kompulsywny.
|
Może się nam błędnie wydawać, że owo integralne ujęcie walki z pokusami dostępne jest jedynie intelektualistom, że wymaga rozbudowanej lektury ojców pustyni. Nic podobnego. Dostępne jest każdemu, kto autentycznie się modli, szczerze się spowiada. Kiedy rozmawiam z prostymi ludźmi angażującymi się w życie duchowe, uderza mnie nieraz ich duchowa mądrość, o której czytamy w dziełach mistyków, ojców pustyni. Wchodząc w głęboką modlitwę, człowiek szybko dostrzega, że gniew jest gorszy od obżarstwa, a pycha od nieczystości. Oczywiście, gdyby ktoś z takiego rozumowania wyciągał wniosek, że obżarstwo i nieczystość to mało ważne grzechy, dawałby świadectwo, że po prostu nic nie rozumie.
Jak możemy ograniczać się w tych wyższych sferach?
Trzeba trwać w ciszy, zmagać się wewnętrznie, znosić frustrację, cierpieć, korzyć się przed Bogiem, powierzać Mu wszystko. Świadomość potrzeby samoograniczenia bywa też owocem refleksji i obserwacji życia. Prowadziłem kiedyś sesję dla żołnierzy wracających z misji wojskowych. Jeden z nich opowiadał, że gdy zobaczył, jak ubogo żyją Afgańczycy, nabrał wręcz niechęci do gromadzenia rzeczy. To refleksja, do której pobożny mnich dochodzi nieraz po latach.
Święty Ignacy z Loyoli w Ćwiczeniach duchownych sformułował tzw. reguły do zaprowadzenia ładu w jedzeniu. Czy po tylu wiekach są one dzisiaj aktualne?
Jak najbardziej. Bardzo aktualna jest np. rada, by „przyzwyczajać się do jedzenia pokarmów bardziej prostych”, a „pokarmy wyszukane” jeść w małej ilości. Do zaprowadzenia ładu w jedzeniu bardzo pomocna jest też reguła ósma, w której Ojciec Ignacy radzi, by po obiedzie, kiedy się nie ma chęci do jedzenia, ustalić sobie na wieczerzę odpowiednią ilość pokarmów. Często się objadamy, spożywamy za dużo, ponieważ nie mamy żadnych reguł jedzenia, kierujemy się wyłącznie odczuciem łaknienia, a ono bywa zwodnicze – nie zawsze wynika z rzeczywistej potrzeby ciała, ale bywa kompensacją, miewa podłoże psychologiczne.