Profesor teologii moralnej ks. Zygmunt Kozubski, który uważał się za współpracownika i przyjaciela ks. Kłopotowskiego, mówił, że kapłan ten tak był przeniknięty wiarą, iż „o niczym innym nie potrafił mówić, ani niczym innym interesować się, co nie wiązało się z Bogiem i z religią”. Znając jednak z bliska życie ks. Kłopotowskiego, można by powiedzieć odwrotnie: on wszystkie sprawy ludzkie, którymi się zawsze interesował, wiązał z Bogiem i religią. Leżały mu na sercu sprawy Kościoła, Ojczyzny, wychowania, kultury, oświaty, interesował się zbawieniem ludzi, ich potrzebami i warunkami pracy. Umiał jednak ustawić właściwą hierarchię wartości, pisał: „Nam wiary i życia z wiary potrzeba. To jedno konieczne, a reszta będzie nam dodana (…). A więc nie jest głównym celem naszego życia chleb. Nie po to żyjemy, abyśmy jedli, ale jemy, byśmy żyli i zasłużyli sobie na zbawienie przez szerzenie chwały Bożej”.
Postawę głębokiej wiary ukształtowała w nim atmosfera domu rodzinnego. W późniejszych latach wspominał te momenty z dzieciństwa, kiedy to matka brała go do kościoła na Mszę Świętą i na Nieszpory. Z zachwytem przyglądał się tajemnicom ołtarza, tabernakulum i kapłanowi z brewiarzem w dłoniach, pisał: „Wtedy przychodziła mi myśl, bym sam został kapłanem”.
NA KAPŁAŃSKIM SZLAKU
Wyrazem najwyższego aktu wiary zdolnego młodzieńca było oddanie się Bogu w kapłaństwie. Przygotowując się do tej służby, czynił maksymalny wysiłek, aby zdobyć wykształcenie. Nie uciekał za zieloną granicę, bo byłby spalony dla działalności w kraju. Studiował w Rosji, w Petersburgu, ale dokładnie i wszystko. Z tych czasów wspomina swój wyjazd do Lucerny i spotkanie z Mieczysławem Ledóchowskim, którego nazwał „kardynałem banitą”. Wyznaje, że był „pełnym wiary” i dlatego przy spotkaniu z legendarnym hierarchą najbardziej zależało mu na tym, by otrzymać jego błogosławieństwo. W Akademii Petersburskiej na jego żywą wiarę zwrócili uwagę profesorowie na czele z rektorem Albinem Symonem, znanym biblistą. Po opuszczeniu uczelni utrzymywał z nimi przyjazny kontakt. Kardynał Stefan Sapieha, sporządzając listę kandydatów na biskupów w 1905 roku, wpisał tam nazwisko ks. Kłopotowskiego (władze carskie udaremniły jego nominację na biskupa) wraz ze swoją opinią: „Zdolny, odważny, uczeń i przyjaciel Arcybiskupa Franciszka Albina Symona”.
Powołanie kapłańskie bł. ks. Ignacy traktował jako największy dar Boży i z ewangeliczną radykalnością pełnił obowiązki zgodnie ze słowami wypowiadanymi wielokrotnie do kapłanów: „Bądźcie bez ojca, bez matki, bez rodziny, domownicy Boga”. Siłę do wypełniania powołania czerpał z modlitwy: „Wiara nas powinna codziennie pobudzać do modlitwy, a modlitwa zjedna nam łaskę tak potrzebną w całym naszym życiu”.
|
MIŁOŚĆ DO MATKI BOŻEJ
Duch żywej wiary skierował jego serce ku miłości Najświętszej Dziewicy. Dziękował Bogu za to, „że mu tak mocnego do Maryi udzielić raczył zaufania”. W 1891 r. na Jasnej Górze odprawiał swoją Mszę Świętą prymicyjną. Ważniejsze święta spędzał przed obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej. „Jakżeż wszystkie obowiązki wydawały się lekkimi i możliwymi do wykonania pod wpływem tej siły, którą najświętsza Panna Częstochowska zdawała się wlewać w serce, gdy u stóp Jej klęczałem, a zwłaszcza gdym Mszę św. odprawiał przed jej ołtarzem”.Z Matką Bożą Częstochowską wiązał wyzwolenie i rozwój Polski, pisał: „Nasz naród się zjednoczy, wszyscy staniemy pod jedną naszych ojców chorągwią Matki Bożej Częstochowskiej!”. Ostatnią Mszę Świętą swego życia odprawił przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej w kościele św. Floriana w Warszawie. Lubił Maryję nazywać ucieczką grzeszników, w naukach, w broszurach, podczas głoszonych rekolekcji w Jej ręce składał nawrócenie grzeszników i wytrwanie w dobrych postanowieniach.