Znajomi wołali na niego „Kogut”, ale w ostatniej fazie uzależnienia nie miał praktycznie żadnych znajomych. Ci, z którymi zażywał heroinę, zdążyli już przenieść się na tamten świat. Reszta, rodzina i przyjaciele, wolała się do niego nie przyznawać. Sypiał w bunkrach i na klatkach schodowych. W długich włosach hodował wszy. Gniły mu kończyny. Przy wzroście 182 cm ważył zaledwie 50 kg. Aby jakoś funkcjonować, musiał zażywać heroinę cztery razy dziennie, a w ostatniej fazie uzależnienia przekraczał kilkanaście razy dawki śmiertelne dla dorosłego mężczyzny. Najgorzej było pewnego zimowego dnia, gdy śpiąc w piwnicy, poczuł, że na jego gnijącej nodze coś siedzi. Podniósł się i zobaczył wielkiego szczura, który najwyraźniej wziął go za padlinę i zaczął zjadać.
– Patrzył na mnie, jakby chciał powiedzieć: „I co się ruszasz, mięsko, skoro i tak już nie żyjesz?”. To było przerażające doświadczenie absolutnej pustki, samotności i rozpaczy. W krótkich przebłyskach przytomności uświadamiałem sobie, że jedyne, co mnie dalej czeka, to śmierć, choć miałem dopiero 26 lat – wspomina Andrzej Sowa. – W takim stanie odnalazł mnie Bóg.
Miłe złego początki
– Moją wielką pasją od zawsze była muzyka – mówi Andrzej „Kogut” Sowa, muzyk, wychowawca w ośrodku leczenia uzależnień, autor wielu programów profilaktyki antynarkotykowej. – Z kilkoma kumplami założyliśmy zespół Maria Nefeli, który zaczął odnosić spore sukcesy. Wygraliśmy Wojewódzki Przegląd Muzyki Młodzieżowej, dostaliśmy nagrodę publiczności na festiwalu w Jarocinie. Zaczęliśmy grać regularnie, dawać koncerty i w ogóle czekała nas świetlana kariera. Problemem było jedno – moje ćpanie, które niszczyło wszystko, czego tylko się dotknąłem.Zaczęło się niewinnie. Kiedy Andrzej miał 15 lat, kolega przyniósł do szkoły marihuanę.
– Twierdził, że to nic takiego, że marihuana nie uzależnia, więc spróbowałem. Później przyniósł mi jej nasiona i posiałem je w ogródku. Rodzicom powiedziałem, że to projekt na lekcje biologii, więc niczego nieświadomy tata regularnie podlewał hodowlę, sądząc, że pomaga synkowi dostać lepszą ocenę. Zaczęły się wagary, ucieczki z domu, imprezy zakrapiane alkoholem. Doszło do tego, że Andrzej zakończył edukację na szkole podstawowej i w wieku 18 lat wyprowadził się z domu.
|