– Jestem zwolennikiem deregulacji tam, gdzie ona jest potrzebna. Tzw. ustawa „Lex Gosiewski”, jeszcze z 2007 r., otworzyła zawody prawnicze: adwokata i radcy prawnego. Dzięki niej młodzi ludzie na równych zasadach mogli ubiegać się o aplikacje zawodowe. Wcześniej było to utrudnione, mogło mieć znaczenie np. to, czy miało się w rodzinie prawnika. Dziś być może ma to jeszcze znaczenie, ale marginalne. Zasady naboru są otwarte, konkurencyjne – stwierdza adwokat Marcin Wawrzyniak. – Wystarczy wspomnieć mój rocznik z aplikacji, który był największy w historii adwokatury nie tylko warszawskiej, ale i polskiej, bo liczył 900 aplikantów. Znakomita większość z nich ukończyła aplikację ze zdanym egzaminem zawodowym. Weszli na rynek i teraz są adwokatami – dodaje.
Jak stwierdza mec. Wawrzyniak, dla samego klienta jest to sytuacja bardzo korzystna. – Ma szansę na tańszą usługę. Poza tym od 1 stycznia br. wprowadzono bezpłatne porady prawne finansowane przez Skarb Państwa. Być może zwiększy to zainteresowanie usługami radcowskimi, adwokackimi – zaznacza.
Jakie minusy?
Choć deregulacja wniosła wiele pozytywów, można znaleźć kilka jej wad.
– Wiem, że kolegom z izby warszawskiej oraz innych dużych izb adwokackich brakuje klientów. Potrzebna jest stymulacja rynku, może jakaś forma reklamy profesjonalnych usług prawniczych. Zatem skutki deregulacji są odczuwane zwłaszcza przez młodych prawników – mówi mec. Wawrzyniak.
– Wprowadzając deregulację, nie zwrócono uwagi na specjalizacje zawodowe. Oczywiście ci prawnicy, którzy mają pewną intuicję zawodową, specjalizują się już na studiach i później na aplikacji, i łatwiej radzą sobie na rynku. Natomiast ci, którzy tego nie robią i są specjalistami „od wszystkiego”, zwykle radzą sobie gorzej – dodaje.
„Drastyczne obniżenie wymagań wobec osób aplikujących do zawodu notariusza, w tym skrócenie praktycznego szkolenia o dwa lata, a licząc wraz ze zmianami, które weszły w życie w 2006 r., skrócenie tego szkolenia o 90 proc., negatywnie wpłynie na ich umiejętności i poziom bezpieczeństwa obrotu prawnego” – mówił jeszcze w 2013 r. Tomasz Janik, prezes Krajowej Rady Notarialnej.
Również przedstawiciele innych zawodów odczuwają minusy deregulacji. – Jej rezultatem jest to, że jako przewodnicy z licencją przestaliśmy mieć darmowe wstępy do obiektów, a jedno z warszawskich muzeów bierze od nas opłatę za bilety, nawet gdy wchodzimy z grupą – mówi jeden z warszawskich przewodników.
Szansa dla młodych
Jedno jest jednak pewne: deregulacja znacznie pomogła młodym. W październiku ub.r. powstał raport Ministerstwa Sprawiedliwości we współpracy z Głównym Urzędem Statystycznym o skutkach deregulacji. Wynika z niego jasno, że zwiększyła się nie tylko liczba wspomnianych radców prawnych, adwokatów, przewodników, ale również taksówkarzy.
„Dość silne przekonanie o tym, że jakość usług powinien weryfikować raczej rynek niż samorządy zawodowe czy urzędnicy, znajduje potwierdzenie w wyrażanych przez Polaków opiniach na temat deregulacji” – czytamy w komunikacie badań CBOS „Opinie o deregulacji zawodów w Polsce”. Większość badanych (65 proc.) popiera ułatwienie dostępu do wykonywania niektórych spośród obecnie regulowanych w Polsce zawodów. Przeciwko deregulacji jest co szósty respondent (17 proc.), a niemal jedna piąta (18 proc.) nie ma zdania w tej sprawie.
Ewelina Steczkowska |