– W roku 1956 zdałem maturę. Wiedziałem, że mam powołanie kapłańskie, chciałem jednak się w tym bardziej utwierdzić. Pojechałem na rok do pracy w kopalni – wspomina ks. kanonik Edmund Jakacki, proboszcz z Klembowa. – Fakt uwolnienia prymasa Wyszyńskiego miał duży wpływ na moją decyzję. Także z tego powodu, że ksiądz prymas był bardzo bliski naszej rodzinie, ze strony mamy jesteśmy spokrewnieni – przyznaje. Chociaż pochodzi z diecezji łomżyńskiej, podanie o przyjęcie do seminarium złożył w Warszawie. – W seminarium w Łomży zgłosiło się bardzo dużo kandydatów – mówi ks. Jakacki.
Seminarium w Warszawie przyjęło w tamtym roku rekordową liczbę kandydatów. – Wstąpiło nas 72 – wspomina ks. prałat Mieczysław Stefaniuk, proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Zielonce. – Ten okres odwilży wlał w nas nową nadzieję – wspomina. – Z mojej klasy poszliśmy do seminarium we trzech, razem z ks. Wiesławem Nowosielskim i ks. Bronisławem Piaseckim. W seminarium na Krakowskim Przedmieściu z trudem pomieszczono kleryków. – Spałem w sali, gdzie było 12 łóżek, każdy miał przy swoim łóżku stolik – wspomina ks. Stefaniuk.
Część przychodziła po tzw. małym seminarium. Zdarzało się, że władze uniemożliwiły niektórym chłopcom – z powodu ich patriotycznej działalności – przystąpienie do matury. Dla nich na pierwszym roku władze seminaryjne stworzyły warunki, by mogli przygotować się do matury w następnym roku. Do południa odbywali zajęcia seminaryjne, po południu szli do szkoły.
Rektorem seminarium był wtedy ks. Władysław Miziołek, wicerektorem ks. Eugeniusz Szlenk, ojcem duchowym ks. Czesław Miętek. – Traktowali nas jak synów. Atmosfera była bardzo dobra, dużo pomocy w pracy. Tym, którzy mieli słabiej opanowaną łacinę, a poszli na wyższy kurs, ks. Miziołek, późniejszy biskup, bardzo przystępnie ją wykładał. Wstyd było potem pójść nieprzygotowanym na egzamin. Do dziś jeszcze przechowuję z tamtego czasu zeszyt z zapisanymi koniugacjami i deklinacjami – wspomina ks. Stefaniuk. – W seminarium czuliśmy się bezpiecznie. Nie byliśmy nękani przez władze. Niektórzy z kolegów byli nagabywani do współpracy, ale mieliśmy przykazane przez naszych wychowawców, żeby takie przypadki zgłaszać.
Święcenia przyjmowali w maju 1963 roku z rąk prymasa Wyszyńskiego. W maju przystąpiło do święceń 36 diakonów, dwóch z powodu konieczności osiągnięcia wymaganego wieku – dopiero we wrześniu. Potem wszyscy zostali posłani do pracy na parafie. Po nowym podziale diecezji w 1992 roku rzeczywistość zastała ich w trzech diecezjach: warszawskiej, łowickiej i warszawsko-praskiej. Co roku spotykali się na zjazdach kursowych.
Złoty jubileusz kapłaństwa świętowali razem w archikatedrze warszawskiej. Mszy Świętej przewodniczył kard. Kazimierz Nycz, a homilię wygłosił abp Henryk Hoser SAC.
– Dziękuję Bogu, że nie czułem się bezczynnym kapłanem, że zawsze byli ludzie, którzy mnie potrzebowali – mówi ks. Mieczysław Stefaniuk.
– Zawsze spotykałem się z ogromną życzliwością ludzi i zrozumieniem. Jest to nam kapłanom bardzo potrzebne, ale najważniejsza dla nas jest obecność naszych wiernych w kościele – stwierdza ks. Edmund Jakacki.
Spośród kapłanów wyświęconych w 1963 roku w diecezji łowickiej są: ks. Stanisław Dusiło, ks. Henryk Kacprzyk, ks. Henryk Krzeszowski, ks. Józef Misiak, ks. Mieczysław Szymaniak. W diecezji warszawsko-praskiej: ks. Ryszard Guzowski, ks. Edmund Jakacki, ks. Ryszard Okiński, ks. Ryszard Urbański, ks. Mieczysław Stefaniuk. W archidiecezji warszawskiej: ks. Henryk Boczek, ks. Wojciech Czarnowski, ks. Jan Gorgoń, ks. Kazimierz Jatczak, ks. Stanisław Kaczmarek, ks. Józef Łazicki, ks. Bronisław Piasecki, ks. Stanisław Pyzel, ks. Mieczysław Rzepecki, ks. Andrzej Małecki.
![]() | Irena Świerdzewska |