Spowiedzi naszej słuchaj, Polsko!
Oto ważym się wyznać, żeśmy duchami
Bywali w gnuśne pogrążeni błoto…
OBŁĄKANY POLSKĄ
Jako uczeń IV Gimnazjum im. Jana Długosza we Lwowie kochał to miasto do szaleństwa, czemu potem dawał wyraz w niejednej powieści. W „Uśmiechu Lwowa” napisał: „Jest to miasto Polską obłąkane”. Pasja literata towarzyszyła mu od dzieciństwa. Legendą stały się jego pierwsze próby literackie: zdegustowany postawą księdza, który zakazał dzieciom chodzić na ślizgawkę, napisał satyrę: „Na próżno jędza w ubraniu księdza z lodu nas spędza. W pierwszej b klasie, w zimowym czasie, nikt mu nie da się”. Za to wydalono go ze szkoły w rodzinnym Stryju, niewielkim mieście nieopodal Lwowa, nad rzeką Stryj. Nazwa jest znamienna – w języku starosłowiańskim oznacza strumień. A Makuszyński był bez wątpienia strumieniem ożywiającym polską literaturę.
Największą inspiracją dla Kornela stało się chyba jednak spotkanie z Henrykiem Sienkiewiczem. Jako szesnastolatek obserwował w 1900 roku przyjazd autora Trylogii do Lwowa i zgotował mu iście królewskie powitanie. „Dzień ten pamiętam jako wielką, bajeczną wizję, która mi się na sercu odbija” – napisał w „Bezgrzesznych latach”. Sam miał już wtedy w szufladzie ponad sto sonetów. Na fali uniesienia wybrał dwa z nich i wysłał do redaktora „Słowa”, dodatku literackiego do dziennika „Słowo Polskie”. Tym redaktorem był wówczas sam Jan Kasprowicz. Młodzieniec przeżywał męki, czekając na odzew. Wreszcie jego utwór ukazał się – na pierwszej stronie. Kiedy zgłosił się po honorarium, wynoszące wtedy dwie korony i 80 halerzy, Kasprowicz nie mógł uwierzyć, że autor dzieła to uczniak w wytartym mundurku.
Makuszyński debiutował na łamach „Słowa Polskiego” wierszem „Nam spoczywać dziś nie wolno”. Wkrótce na Uniwersytecie Lwowskim aktywnie działał w studenckim Kole Polonistów i wciąż pisał wiersze o Polsce. Jego krytycy zarzucali mu nadmierny patos. On sam przyznaje w „Bezgrzesznych latach”, że pierwsze sztubackie wiersze pisał wyłącznie czerwonym – czyli pełnym namiętności – atramentem, a ich tematem była ciemiężona ojczyzna. W „Wiadomościach Literackich” krytykowano: „296 razy użył słów Polska, polski, Polak… Ta obfitość narodowej nomenklatury, chorągwi, szabel, robronów, alikantów, to pisane muzeum budzi zdziwienie. Poetę współczesnego obowiązuje pewna wstydliwa wstrzemięźliwość w używaniu słów naprawdę świętych, lub mających pozór świętości”. Inni krytykowali, że towarzyszył mu kompleks Sienkiewicza – chciał „krzepić serca”. W oczekiwaniu wolności dał się poznać jako autor piosenek żołnierskich. Niewielu ma świadomość, że zasłyszane w dzieciństwie wersety: „Ej, dziewczyno, ej niebogo / Jakieś wojsko pędzi drogą / Skryj się za ściany! / A to ułany!” wyszły spod pióra twórcy Koziołka Matołka. Teksty te ukazywały się w przedwojennym „Żołnierzu Polskim” i były śpiewane w okopach podczas wojny polsko-bolszewickiej.
Makuszyński był także jednym z tych, którzy przyczynili się do utrwalenia patriotycznego mitu związanego z historią Orląt Lwowskich, gimnazjalistów i studentów broniących kresowej strażnicy, skarbca polskiej kultury. „Na te groby powinni z daleka przychodzić pielgrzymi, by się uczyć miłości do Ojczyzny. Powinni tu przychodzić ludzie małej wiary, aby się napełnić wiarą niezłomną, ludzie miałkiego ducha, aby się nadyszeć bohaterstwa…” – pisał.
UŚMIECH W HERBIE
Współcześni Makuszyńskiemu podziwiali patriotyzm pisarza i jego społeczną pasję. Współcześni nam przyznają jednak, że twórczości pisarza bardziej sprzyjało schodzenie z wysokich patetycznych tonów na niższe rejestry prostego, codziennego, czasami żartobliwego języka. Za jego sprawą najskuteczniej uruchamiał społeczny potencjał, nawet w tak drobnych sprawach jak zbiórka pieniędzy na zakup nart dla małych zakopiańczyków. Za ten język i mówiących nim bohaterów kochano go najbardziej.
Postaci stworzone przez Makuszyńskiego zawierały cząstkę jego duszy: kochającego życie optymisty, który pisał w „Bezgrzesznych latach”: miałem nigdy zdolności widzenia rzeczy przyszłych, bo urodziwszy się, zamyśliłem się głęboko, wreszcie machnąwszy ręka, postanowiłem żyć dalej. Teraz dopiero widzę, że był to z mojej strony pomysł dość niefortunny”. Jednocześnie był człowiekiem o gołębim sercu, który za sprawą pióra chciał zmieniać świat na lepsze. Z jego autobiografii między wierszami można wywnioskować, że w rodzinnym domu się nie przelewało. Mundurek był wyświecony na łokciach, a buciki były cerowane kordonkiem, który potem zamalowywano atramentem. Stąd pewnie wrażliwość na biedę innych.