26 kwietnia
piątek
Marzeny, Klaudiusza, Marii
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Narodowy poprawiacz humoru

Ocena: 5
2245

 


RODZINA W NAGRODĘ

Od niemal 80 lat Andrzej Rosiewicz kieruje się w życiu prywatnym i zawodowym wartościami chrześcijańskimi wyniesionymi z domu i utrwalonymi podczas nauki w słynnym mokotowskim, wtedy jeszcze męskim liceum im. Tadeusza Rejtana. Tam spotkał m.in. Marka Pieńkowskiego – kolegę z klasy, późniejszego doktora nauk matematycznych, logika, filozofa przyrody i znanego warszawskiego dominikanina, syna słynnego budowniczego, twórcy m.in. mokotowskiego kościoła św. Michała Archanioła i klasztoru dominikanów na Służewie. Przede wszystkim jednak wspomina kontakt z o dziewięć lat starszym wychowankiem Rejtana ks. Jerzym Chowańczakiem. Jego mama uczyła Rosiewicza języka rosyjskiego. – W Rejtanie walczyłem o życie. Był wysoki poziom, ciało profesorskie przedwojenne, łacina, biologia. Tej ostatniej uczyła nas niezapomniana prof. Stefania Światłowska. Na stulecie liceum spotkaliśmy się i powiedziała mi: „I po co śpiewa? Ma taki dobry zawód melioranta!” – serwuje kolejną anegdotę pan Andrzej.

Jako mieszkający przy ówczesnej ul. Szustra (dziś Dąbrowskiego) parafianin św. Michała tam też trafił do duszpasterstwa prowadzonego przez księży Chowańczaka i Jana Sikorskiego. – To oni pomogli mi wierzyć w Boga. Wpoili Dekalog i kulturę, która posiadała swój poziom i treść, oraz nauczyli, że chrześcijaństwo nie może być byle jakie. Dlatego w latach PRL-u zawsze trzymałem się tej części społeczeństwa, która identyfikowała się z katolicyzmem – mówi Rosiewicz, nucąc kolejną swoją piosenkę – hołd złożony szkole: „Rejtan, Rejtan, któż to jeszcze pamięta…”.

Zawsze też Andrzej Rosiewicz miał szacunek dla instytucji rodziny, którą jednak założył dopiero w 1997 r., w wieku 53 lat. – Czym jest rodzina, wyśpiewali już kiedyś Starsi Panowie. Żadnym zatwardziałym kawalerem nigdy nie byłem, jednak kiedy ma się życiową pasję, naukową czy artystyczną, często brakuje czasu na założenie rodziny. A i do mnie niebo się uśmiechnęło: spotkałem tę jedyną, swoją Iwonkę – mówi.

O jego małżeństwie rozpisywały się dość gazety i portale, więc tylko zaświadcza: „Jestem teraz szczęśliwym facetem. Dziękuję Bogu, że najpierw dał talent i pozwalał go wykorzystywać, a potem dał nagrodę główną – rodzinę: piękną żonę i trójkę równie pięknych, muzykalnych dzieci. Wszystkie – jak ich ojciec – studiują i uczą się w szkołach muzycznych”. Jędrzej, najstarszy syn Rosiewiczów, ma dziś 24 lata, studiuje stosunki międzynarodowe i uczy się grać na fortepianie. Pozostała dwójka to o dwa lata młodsze bliźniaki: Irena (filozofia i psychologia oraz flet poprzeczny) i Adam (finanse i zarządzanie oraz wiolonczela). Marzeniem pana Andrzeja jest, by kiedyś całą rodziną przygotować program artystyczny i wspólnie wystąpić.

 


BRAK TRZECIEJ KOMÓRKI

Co obecnie robi Andrzej Rosiewicz i jak ocenia współczesną polską estradę? Nadal i śmieszy, i wzrusza. Chociaż nie lubi bezczynności, wciąż czuje się „zwierzęciem scenicznym”, ostatnimi miesiącami nieco przycichł, rozczarowany brakiem nie tyle okazji, ile dawanych mu możliwości występowania. Mówi, że Pan Bóg wszczepił mu do głowy, jako artyście, trzy świetnie funkcjonujące komórki: pierwsza wymyśla piosenkę, druga czyni ją śmieszną, a trzecia sprawdza, czy to jest na poziomie. Dzięki nim wciąż pojawiają się nowe tematy do piosenek, nowe puenty… I dzięki nim nawet podczas naszej rozmowy podchodzą ludzie, dziękując mu za utrzymywanie poziomu artystycznego tego, co robi.

Gorzkie refleksje wywołuje w Andrzeju Rosiewiczu obecny poziom kultury w publicznych mediach. – Proponowałem TVP pojawienie się na ostatnim i poprzednich „Sylwestrach w Dwójce”, ale zamiast zainteresowania były wykręty. Wolą zaprosić niezbyt znane „gwiazdy” z zagranicy. Patrzę też na współczesnych artystów kabaretowych. Są fajni, utalentowani, ale gdy zaczynają mówić, brak w tym udziału „trzeciej komórki” – bez finezji, refleksji, życiowej mądrości, za to często sięga się po wulgarność. W mediach, także w debacie publicznej, jest coraz mniej luzu, muzyki i tańca. I nie chodzi o to, by na „Sylwestra w Dwójce” nie zapraszać Zenka Martyniuka, ale by z disco polo nie robić głównego nurtu polskiej kultury, ponieważ jest to okradanie społeczeństwa z pewnych emocji, wartości, z kultury na przyzwoitym poziomie – martwi się. Dodaje, że w czasach PRL-u zainteresowanie Andrzejem Rosiewiczem śpiewającym niepoprawne politycznie piosenki było nieporównanie większe niż obecnie, gdy śpiewa o pięknie Polski i sięga po dawne, znane przeboje.

Niewątpliwie Andrzej Rosiewicz był i pozostał największym, a tak naprawdę jedynym showmanem polskiej powojennej estrady. I trudno znaleźć dziś na polskiej scenie kogoś, kto by mógł zastąpić „polskiego Freda Astaira” – kogoś, kto wyjdzie na scenę i nie będzie się jedynie wygłupiał, ale zabawi: zatańczy i zaśpiewa, będzie stepować i opowie anegdotę. Cieszmy się więc, że mamy Andrzeja Rosiewicza. Wracajmy do jego przebojów nie tylko w karnawale.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Katolik, mąż, absolwent polonistyki UW, dziennikarz i publicysta, współtwórca "Idziemy" związany z tygodnikiem w latach 2005-2022. Były red. naczelny portalu idziemy.pl. radekmolenda7@gmail.com

 

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 26 kwietnia

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem drogą i prawdą, i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 1-6
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter