W Warszawskiej Operze Kameralnej wrze. P.o. dyrektora chce zwalniać, by podnieść poziom artystyczny i płace, a związki zawodowe się bronią. Dziennikarze stają po stronie zwalnianych. Czy barokowa perła stolicy przetrwa nawałnicę?
Po tym, jak w 2012 r. w niedobrej atmosferze odszedł legendarny Stefan Sutkowski, twórca i dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej, placówka była zarządzana przez Jerzego Lacha, wcześniej dyrektora Departamentu Kultury w Urzędzie Marszałkowskim, który jest organem prowadzącym operę. Od października ub.r. obowiązki dyrektora pełni znana śpiewaczka Alicja Węgorzewska-Whiskerd. I dowodzi, że poprzednik doprowadził do zadłużenia: 3 mln zł wynosiły zaległe płace, 250 tys. zł „ponadnormówki” od 2014 r. i 410 tys. zł zaległy od roku czynsz. A do tego 54 tys. zł za każdy miesiąc wynajmu Basenu Artystycznego przy ul. Konopnickiej 6 – obiektu, który do dziś nie ma odbiorów technicznych.
Do tego Alicja Węgorzewska zarzuca Jerzemu Lachowi doprowadzenie do zniszczenia dekoracji do większości z 24 oper – zachowały się tylko cztery zestawy. – Scenografie i kostiumy były przechowywane w skandalicznych warunkach pod Warszawą, w wilgotnym magazynie, po którym biegały kuny – opisuje. – W ten sposób przestaliśmy być unikatową instytucją na rynku europejskim, mającą w repertuarze wszystkie dzieła sceniczne Mozarta. Odnowienie jednego zestawu to koszt 25 tys. zł.
Kiedy Alicja Węgorzewska objęła stanowisko, nie było złożonych planów na kolejny sezon – ani repertuarowych, ani finansowych.
Czy się stoi, czy się leży…
Opera Kameralna stawia na promocję w mediach. Na antenie RDC co dwa tygodnie będą audycje „Wokół WOK-u” – z gwiazdami opery. Dziennikarze pytają, z jakimi, skoro dyrekcja chce wszystkich zwolnić.
– Z solistami podpiszemy kontrakty na konkretne role na satysfakcjonujących warunkach finansowych, jak w innych teatrach, z którymi na stałe współpracują – mówi Jacek Laszczkowski, solista i doradca artystyczny p.o. pani dyrektor. – Dotychczas – przy takim nadzatrudnieniu – na 55 solistów śpiewało blisko 10. Za gotowość płaciliśmy wszystkim. A niektórzy nie wychodzili na scenę nawet trzy lata. Mamy aż 55 solistów na etacie, Opera Narodowa – ośmioro. Gdańska – zero.
W WOK-u jest pięcioro solistów, którzy w latach 2014-16 wystąpili mniej niż dwa razy. Każdy otrzymuje minimum 1,7 tys. zł miesięcznie za gotowość, a kosztowali w tym czasie 380 tys. zł. W lutym wynagrodzenie solistów za sześć spektakli wyniosło ok. 50 tys. zł. Solistów, którzy wtedy nie śpiewali – 151 tys. zł. Dziewięciu solistów, którzy wystąpili mniej niż 10 razy, kosztowało 680 tys. zł. – To przykład niegospodarności poprzednich władz – komentuje Alicja Węgorzewska. – W tej chwili 85 proc. kosztów teatru to wynagrodzenia. Nie zostaje nic na scenografię, premiery Czy to jednostka socjalna, czy jednostka kultury? – pyta. Współczynnik „artysta na etacie na jedno miejsce na widowni” wynosi aż 1,15. Dla porównania: w Operze Śląskiej – 0,12.
Zwalnianie kolegów nie jest łatwe,
ale kierownictwo wierzy,
że robi to dla ratowania placówki
– Wielka Opera Narodowa ma 103 muzyków orkiestrowych, mały WOK 105 – mówi Alicja Węgorzewska. – Współczynnik „artysta na liczbę spektakli” wynosi 2,77. W Teatrze Wielkim w Łodzi – 1,27. WOK grał sto razy w roku, z czego 44 razy w ramach Festiwalu Mozartowskiego w jednym miesiącu – inne teatry i instytucje muzyczne grają po 320 koncertów. Poza tym WOK stał się filharmonią – gra sześć koncertów na dwa przedstawienia operowe. Chcemy to zmienić – podkreśla.
Kolejnym przejawem niegospodarności miała być prapremiera opery „Immanuel Kant” w 2015 r. Spektakl wystawiono we wspomnianym Basenie Artystycznym – obiekcie bez odbiorów technicznych. – Jerzy Lach wystawił go z naruszeniem praw autorskich, bo libretto, które jedynie opracował, podpisał swoim nazwiskiem. Koszt przygotowania opery zdjętej z afisza to 150 tys. zł., a Jerzy Lach za wystawienie jej wypłacił sobie z kasy WOK-u 30 tys. zł – mówi Alicja Węgorzewska.
Pomoc zaoferował minister kultury Piotr Gliński. Jak dowiadujemy się w Urzędzie Marszałkowskim, 3 marca odbyło się tam spotkanie z przedstawicielem MKiDN. Chce ono współprowadzić WOK i współfinansować go kwotą 4,5 mln zł. Sejmik Województwa Mazowieckiego 28 lutego przyznał WOK-owi 3 mln zł jako zwiększenie dotacji podmiotowej na bieżące funkcjonowanie instytucji. Choć budżet opery wynosi teraz 19 mln zł, podczas konferencji 21 marca wciąż była mowa o 16 mln zł. Dlaczego?
Niegospodarni i kiksujący
Nawet te 19 mln zł nie jest kwotą oszałamiającą jak na działalność opery. Od paru lat budżet z roku na rok topniał: z 24 mln zł do niedawnych 16 mln. A zespół – nie. Porównywanie w prasie budżetów oraz liczby etatów i premier WOK-u z Teatrem Polskim (na korzyść Teatru Polskiego, który za mniej pieniędzy zatrudnia więcej pracowników i wystawia więcej premier) także jest nie na miejscu. Opera generuje wielokrotnie wyższe koszty niż teatr, który jako premierę może sobie zaliczyć monodram. A w operze to kosztowne kostiumy i scenografie oraz dublerzy. Choć rzeczywiście, liczba dwóch premier rocznie nie powala.
Na razie w WOK-u działają dwie orkiestry: zespół muzyki dawnej Musica Antiqua Collegium Varsoviense (MACV) i Sinfonietta oraz chór i 55 solistów. Alicja Węgorzewska zwalnia całą Sinfoniettę, a wybranych solistów chce zatrudnić na kontrakt. Pracę straci 149 artystów i pracowników administracji. Były pracownik – kibicujący zmianom – przyznaje jednak, że szkielet najlepszych solistów powinien pozostać na etacie. Pozostawienie MACV określa jako jedyną szansę na przetrwanie WOK-u.