30 kwietnia
wtorek
Mariana, Donaty, Tamary
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Rolnik na barykadzie

Ocena: 0
5054
Zagraniczni inwestorzy wykupują tysiące hektarów polskiej ziemi. Czy rolnicy obronią ziemię sami, kiedy rząd umywa ręce?
Duńczycy, Niemcy, Francuzi, Holendrzy wykupują kilkusethektarowe obszary ziemi rolnej, głównie w województwie zachodniopomorskim. Te grunty miały zasilić rodzinne gospodarstwa polskich rolników. – Zagraniczni przedsiębiorcy wykorzystują luki w naszym prawie. To nie mit, że na przetarg przyjeżdża na rowerze „rolnik” z teczką pieniędzy i winduje cenę ziemi w przetargu. W ten sposób na tzw. słupa czy na figuranta zagraniczny przedsiębiorca nabywa grunty – mówią rolnicy z zachodniopomorskiego.


SPRZEDAŻ NA SŁUPA

– Na terenie sąsiadującej z nami gminy Kozienice ok. 25-30 tys. ha znajduje się w obcych rękach. W gminie Przelewice jest spółka, składająca się z 16 spółek córek, z których każda może mieć po 500 ha. To najlepsze ziemie w naszej okolicy – mówi Krzysztof Masternak, rolnik z Lipian w powiecie Pyrzyce, członek rady powiatowej Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej.

Zagraniczni przedsiębiorcy nie bez powodu wybierają Polskę. – W innych krajach Unii Europejskiej obrót ziemią podlega pewnym rygorom korporacyjnym, lokalna społeczność ma duży wpływ na to, do kogo ta ziemia trafia. U nas obcy przedsiębiorcy szukają luk prawnych dotyczących nabywania ziemi. Mają dobrych prawników i kupują ziemię – mówi Julian Sierpiński, rolnik, prezes Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej.

Słup, czyli podstawiony kupiec, może dostać od zagranicznego przedsiębiorcy za występowanie w jego imieniu około 5 tys. zł. – Polscy rolnicy nie występują w tej roli. Mamy kręgosłup moralny i pomimo kuszących sum nie wchodzimy w takie interesy – ucina Sierpiński. – Zagraniczni przedsiębiorcy zwracają się do tzw. posiadaczy gruntów rolnych. Wiadomo, że w Polsce duży jest procent osób, które nie pracują w rolnictwie, ale są właścicielami nieco powyżej 1 ha ziemi rolnej. W stolicy mówi się o nich „rolnicy z Marszałkowskiej”. Takie osoby przyjeżdżają w cudzym imieniu na przetarg organizowany przez Agencję Nieruchomości Rolnych. Cenę za hektar potrafią windować do 45-50 tys. zł, kiedy normalnie powinno to być 16-20 tys.

– Polscy rolnicy nie są w stanie tyle zapłacić. To koszt, który nie zwróci się z uprawy roli. Nasze gospodarstwa są zadłużone. Kiedy otrzymywaliśmy dotacje unijne, musieliśmy mieć własny wkład i trzeba było brać kredyty – mówi Krzysztof Masternak. – Sam chciałbym dokupić ziemi – dodaje. – Jestem rolnikiem w trzecim pokoleniu. Zaczynałem gospodarować na 16 ha, potem dwukrotnie dokupowałem ziemię. Dzisiaj mam 70 ha, ale w naszym rejonie żeby mieć gospodarstwo rozwojowe, konkurencyjne, trzeba mieć około 150 ha – wyjaśnia.


LICZY SIĘ KASA

– Od około 10 lat zagraniczni inwestorzy zaczęli interesować się polską ziemią jako lokatą kapitału – dzieli się spostrzeżeniami Krzysztof Masternak. Jednak szczególne nasilenie wystąpiło, od kiedy zaczęła obowiązywać nowa ustawa z 16 września 2011 r. W założeniu miała ona pomóc powiększać polskim rolnikom gospodarstwa rodzinne, ale jak pokazuje życie, korzyści z jej wprowadzenia czerpią w dużej mierze obcokrajowcy.

Na terenie województwa zachodniopomorskiego przeważające ilości gruntów rolnych należały do Państwowych Gospodarstw Rolnych. Po ich upadku, ziemia przekazywana była w dzierżawę. W ten sposób często tworzyły się spółki zakładane przez dawnych kierowników PGR-ów.

– Kiedy w połowie lat 90. wpadli w tarapaty finansowe, pozbywali się części udziałów i w ten sposób spółki przechodziły w ręce obcego kapitału – wyjaśnia Białkowski. Ustawa z września 2011 r. zakłada, że spółka dzierżawiąca grunty ma możliwość wyłączenia 30 proc. dzierżawionych gruntów i wystawienia ich w przetargu. Jeśli zdecyduje się na taki krok, wówczas pozostałe 70 proc. sama może zakupić bez przetargu po obowiązujących cenach.

– Z tych 30 proc. uzbierało się, według informacji ministra rolnictwa, ok. 16 tys. ha, które miały być przeznaczone na powiększenie rodzinnych gospodarstw – wyjaśnia Białkowski. – W rzeczywistości na możliwości powiększania gospodarstw podwójnie korzystają zagraniczni przedsiębiorcy. Kupują ziemię po pierwsze z zasobu wyłączonych 70 proc., po drugie w ramach 30 proc. wystawionych w przetargu gruntów.

– W moim regionie jest osoba, która w ubiegłym roku kupiła około 1000 hektarów ziemi – mówi Jan Białkowski, gospodarz 20-hektarowego gospodarstwa w powiecie łobeskim.

– Zagraniczni przedsiębiorcy występują również o dopłaty unijne przysługujące polskim rolnikom – dodaje Masternak. – Są konkurencyjni dla nas na polskich rynkach. Głównie jednak produkują warzywa, eksportowane na zagraniczne rynki. Korzystają przy tym z wypracowanej przez naszych rolników dobrej marki. W rzeczywistości w ich uprawach, w przeciwieństwie do naszych, stosowane są duże dawki nawozów – mówi Masternak.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter