29 kwietnia
poniedziałek
Rity, Katarzyny, Boguslawa
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Czas na nas!

Ocena: 5
1245

Ulmowie nie tylko otworzyli tym ludziom drzwi domu, lecz także zaprosili ich do swojego życia.

fot. pexels.com

Arcybiskup Adam Szal po beatyfikacji rodziny Ulmów napisał: „Teraz czas na nas, nasze rodziny, naszą świętość!”. Jak zaowocuje w nas historia ich życia? Co nam mówią i jakie stawiają pytania?

„Świętość w codzienności osiąga się dzięki Bożej łasce, osobistej wierze i wspólnej rodzinnej odpowiedzialności za siebie nawzajem” – pisze abp Szal. Zwróćmy uwagę, że rodzina Józefa i Wiktorii składała się wówczas z ośmiu osób, nie licząc dzieciątka pod sercem mamy, i dokładnie drugie tyle przyjęli

do niewielkiego przecież domu, gdzie w jednej izbie toczyło się życie całej rodziny: razem spali, uczyli się, jedli, a za prowizoryczną przesłoną przychodziły na świat kolejne dzieci. Nawet w wymiarze codziennej egzystencji życie staje wtedy na głowie, wiele rzeczy trzeba zmienić, przeorganizować. A przy tym doskonale wiedzieli, co im za to grozi. Z okien domu widać było tzw. okop, gdzie dokonywano egzekucji Żydów, zapewne wiele razy słyszeli śmiercionośne strzały.

Co czuli w tych ostatnich miesiącach, gdy chęć ocalenia innych ludzi wciąż mieszała się z lękiem o życie własnej rodziny? Mówi o tym relacja innego Polaka ukrywającego Żydów: „Latem pod osłoną nocy i pod moim nadzorem wychodzili ze schronu. Głos po rosie słychać daleko i byłem przerażony, ażeby się nie zdradzili. W krótkiej relacji trudno jest zmieścić koszmar tamtych chwil. Rewizje gestapo (dwa razy), bezsenne noce, kara śmierci, jaka groziła mnie i mojej rodzinie”.

Józef i Wiktoria zapewne opowiedzieliby nam podobną historię. O bezsennych nocach, o koszmarze, o niewyobrażalnym lęku, o trudnej codzienności, ale też o silniejszej od lęku potrzebie ukrycia tych, którym zabroniono żyć (A. Bugała „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni”).

Ulmowie nie tylko otworzyli tym ludziom drzwi domu, lecz także zaprosili ich do swojego życia. Mężczyźni garbowali z Józefem skóry, cięli drewno na opał. Dzięki tym zajęciom mieli wkład w życie rodziny, mogli też na chwilę skupić się na pracy. Józef dobrze to rozumiał, choć przecież było ryzyko, że ktoś zobaczy, doniesie… Mogli „kazać im wegetować w ciszy i strachu”, a jednak „nie uczynili oni z Żydów więźniów swojego strychu, lecz pozwolili im dzielić ze sobą codzienność”.

Gdzie są granice naszego oddania i ofiarności w służbie innym? Nieraz może stawiamy je zbyt blisko, nie chcąc płacić nawet o wiele niższej niż Ulmowie ceny za pomoc innym. Jak każda „rozwojowa” rodzina Józef i Wiktoria chcieli zbudować większy dom, kupili ziemię, gromadzili deski. Po ich śmierci szwagier Wiktorii zbił z tych desek trumny, w których zostali pochowani. Czy może być bardziej wymowny znak, że musimy żyć, twardo stąpając po ziemi, lecz z oczami skierowanymi ku niebu, bo tam jest nasz prawdziwy dom?

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter